* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Spakowana walizka
„(Przy)Gotujmy drogę Panu, Prostujmy ścieżki dla Niego, Przemieńmy swoje życie, Odwróćmy się od Złego” – 2. Niedziela Adwentu
Słowa tego, śpiewanego przez nas refrenu, są precyzyjnym streszczeniem naszej życiowej postawy, która miałaby być naszą odpowiedzią na usłyszany dziś fragment ewangelii. Wybrzmiewa w niej nawoływanie ostatniego z proroków – jakim był Jan Chrzciciel – nawoływanie do bezpośredniego przygotowania nas na spełnienie się wszystkich starotestamentalnych mesjańskich przepowiedni. Można by to zobrazować, że Jan Chrzciciel uruchamia dla nas jakiś epokowy Budzik, że świeci nam w oczy jakimś ostrzegawczym światłem, że „staje się już”, że na naszych oczach spełnia się Boża Odwieczna Obietnica.
Jest w tym niewątpliwie ukryta Mądrość Pana Boga, który mając odwieczny zamiar zesłania na świat swego Syna – Zbawiciela, można by powiedzieć, że przygotowuje grunt dla tego przyjścia. To przygotowanie trwa w czasie cale stulecia. Otóż wybiera Bóg jeden, konkretny naród (naród żydowski) i w tym narodzie dzięki przepowiedniom i nauczaniu posłanych proroków dojrzewać ma wyczekiwanie i tęsknota za spełnieniem się Bożych obietnic. Ten naród żyje przez wieki oczekiwaniem na Masjasza. Jest pewny, że to się stanie, bo Bóg obiecał. Pytanie tylko: „kiedy to nastąpi?”
I oto jakiś człowiek żyjący na pustyni, odziany w skórę z wielbłąda głosi, wykrzykuje, że staje się już to, na co czekały pokolenia. I to jest ciekawe, że krzyczał o tym w miastach, gdzie jego głos brzmiałby donośniej odbijając się od ścian domów, nie miał urządzeń nagłaśniających, jakimi dziś dysponujemy. Miał tylko siłę swojego głosu, który stłumiony był przez piasek pustyni. Nawet nie można go było posłuchać z daleka. Żeby go usłyszeć, trzeba było wyjść na pustynię i możliwie najbardziej się do niego przybliżyć.
Żeby usłyszeć, żeby oczyścić umysł ze zgiełku świata i usłyszeć to, co jest w tym czasie najważniejsze. Oczyśćcie serca, Pan jest blisko.
Budzi nas to, porusza? Dociera to do nas? Ależ tak ! Potwierdzają to nasze słowa wypowiadane niemal codziennie:
Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy (wiarę w) Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy – OCZEKUJEMY – Twego przyjścia w chwale. Tak moi drodzy, to jest nasz adwent, to jest nasze oczekiwane i to są zupełnie nowe obietnice. Tamte obietnice się spełniły, blisko dwa tysiące lat temu. Było Betlejem i była Golgota… i były Jezusowe zapewnienia: „przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli ze mną tam, gdzie ja jestem.” I to jest już nasze „dziś” i nasze osobiste i wspólnotowe oczekiwanie. Obietnica jest nowa, bo jest to obietnica Syna Bożego, ale sposób przygotowania jest niezmiennie ten sam – to nawrócenie, spowiedź, wyznanie grzechów i pojednanie się z Bogiem…
Jesteś przygotowany? Jesteś przygotowana? Siostro i Bracie ja nie pytam o to, czy jesteś przygotowana na święta. Nie pytam o twoją spiżarnię i lodówkę, nie pytam dekorację i zapakowane prezenty… Pytam o to, czy dokonałeś już bilansu swojego życia, pytam, czy je podsumowałeś, pytam czy jesteś gotowy spakować walizkę na ostatnią podróż swojego ziemskiego życia. Jeśli tak, to znaczy, że jesteś spokojny i nie odczuwasz lęku. Ale jeśli nie, to znaczy, że „przespałeś i przegapiłeś” czas łaski i zbawienia… Może nie wszystko stracone, może potrzebujesz drogowskazów? One są, postaraj się je odnaleźć w adwentowym wołaniu Kościoła. Może potrzebujesz duchowego wsparcia i mocy z wysoka. Ona jest. Poszukaj jej w modlitwie kościoła i w tej własnej, zacisznej, osobistej…
„Gotujmy drogę Panu, + Prostujmy ścieżki Jego, + Przemieńmy swoje życie, + (…) + Amen”
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Chrześcijanin to ja
Pomiędzy dwoma biegunami rozpięte jest nasze życie: pomiędzy grzechem i świętością. Każdy nosi w sobie te dwa bieguny – nosi je w sercu, w umyśle i w duszy. Czym jest świętość, czym jest grzech? Grzech to zło, moralne zło naszych czynów, naszych słów, myśli i pragnień. Jest to zło – odniesione najpierw do zwykłej, ludzkiej miary – a w najgłębszym wymiarze odniesione do Boga wyrażające się wzgardą Bogiem i wzgardą Jego Słowem. Świętość to dobro, to piękno, to szlachetność naszego myślenia, naszych pragnień, zamiarów, całego postępowania, po prostu życia. Dobro – czynione z przeświadczeniem, że tego właśnie oczekuje od nas Bóg, to właśnie jest świętością. Każdy z nas jest po trosze grzeszny, po trosze święty. Choć proporcje są bardzo różne: od dobroci na miarę bohatera – po grzeszność na miarę zbrodniarza , to jest w nas ciągle ta mieszanka dobra i zła, grzechu i świętości.
Apostoł pozdrawia nas dziś słowami Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa.
Nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie czym jest Łaska. Bo łaska, czyli Boże dary są tak bogate i tak zróżnicowane, że trudno pomieścić odpowiedź w kilku zaledwie zdaniach. Najtrafniejszym wydaje się porównanie Bożej Łaski do energii. A czym jest Energia to rozumie każdy z nas choć różne energie w życiu zauważamy. Energia elektryczna bez której komputer, lodówka czy odkurzacz są tylko bezużytecznym żelastwem. Energia mechaniczna – choćby to była jedynie siła naszych nóg obracających pedały roweru. Energia cieplna, bez której mieszkanie staje się odstraszającą norą. Ale można też mówić o innej energii, a mianowicie o duchowej energii człowieka. O sile jego woli, o zdolności do intensywnego działania, o mocy do pokonywaniu trudności. Tę duchową energię możemy w sobie odkryć i możemy sobie ją wzajemnie przekazywać, możemy jej sobie udzielać…
Kilkunastoletnia Danusia była tak poważnie chora, że właściwie umierała. Bardzo czekała na swojego wujka, który był misjonarzem w Afryce. Kochała go bardzo, znaczył dla niej chyba więcej niż rodzice. Gdy przyjechał na urlop, cały dzień przesiedział u niej w szpitalu. Po jego odjeździe Danusia niespodziewanie zaczęła nabierać sił. Lekarze mówili między sobą, że „Uciekła grabarzowi spod łopaty”, czyli cudem uniknęła śmierci i wróciła do życia. Wewnętrzna, duchowa energia tego człowieka zaprawionego do znoszenia trudów życia misyjnego udzieliła się dziecku. Przemogła chorobę.
Jeśli tak działa ludzka energia, to czyż Boża energia nie jest potężniejsza i czyż nie znaczy o wiele więcej? To właśnie o tej Bożej energii mówi apostoł: Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa!
Bardzo potrzebujemy tej Bożej mocy i energii, aby przezwyciężać zło i zakorzeniony w nas grzech, i aby urzeczywistnić w sobie świętość. Jedna z głównych prawd wiary przypomina, że „Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna”. Gdzie tej mocy i energii szukać? Otóż Źródłem łaski, źródłem tej duchowej energii jest sam Chrystus Jezus. Trzeba nam więc do Niego po wielekroć i na różne sposoby przychodzić.
Pierwszy i najważniejszy sposób to nasza modlitwa. Ta codzienna: poranna, wieczorna. Ale to także zaczynanie od modlitwy każdej ważniejszej sprawy w życiu. W pomniejszych sprawach może to być choćby tylko sam znak krzyża. W sprawach ważniejszych różaniec, nowenna, prośba o modlitwę bliskich osób. Jakże piękne są modlitewne związki, polegające na tym, że ja modlę się codziennie za ciebie, a ty modlisz się za mnie. Jakże piękne są te modlitewne przyjaźnie. Nie sposób nie wspomnieć tu o stałej praktyce członków i członkiń Żywego różańca, którzy codziennie bezinteresownie ofiarują dar swojej modlitwy dla różnych ludzi, którzy jej potrzebują.
Drugi sposób-to przyjmowanie sakramentów świętych, a przede wszystkim nasz udział we Mszy św. Choćby była ona odprawiana za kogoś innego, to wszyscy, którzy w niej uczestniczą zyskują szczególne łaski.
Trzeci sposób obejmuje wiele różnych dróg: pielgrzymki, posty, śluby składane jako wyraz prośby o wielkie łaski.
Nigdy jednak nie wolno zapomnieć, że Boża łaska jest owocem trwania w przyjaźni z Bogiem. Na nic się zdadzą śluby i posty, pielgrzymki, litanie i nowenny, jeśli sercem będziemy daleko od Boga. Bo łaska to miłość Boga, która nosimy w sercu, a miłości kupić nie można. Miłością trzeba żyć. A przynajmniej o to się starać…
Dobiegł połowy miesiąc kolędowy – czas wizyty duszpasterskiej zwanej potocznie kolędą. Jakże rożne są to spotkania. Wszystkie je noszę w swym sercu, o wszystkich pamiętam. Jakże miłe są te spotkania które są przedłużeniem naszych cotygodniowych spotkań przy ołtarzu. Nie brakuje wtedy słów zachęty i otuchy by trwać wytrwale w wyznawaniu wiary, by świadczyć na co dzień i od święta o swej pobożności. Czasem przyjdzie o kimś wspomnieć, kto może „za pracą” wyjechał w odległe strony, pod powieką ciśnie się wtedy łza tęsknoty za tymi bliskimi, których kochamy i których na co dzień nam brak. Czasem przyjdzie wspomnieć tych, którzy odeszli na zawsze… Trudno jednak pominąć fakt, że są spotkania smutne, do których nie doszło, bo ktoś postanowił na ten krótki czas wybyć z domu lub po prostu się ukryć. Przychodzi mi wtedy zawsze na myśl obraz Adama, który w raju próbuje ukryć się przed Bogiem ze strachu i wstydu po popełnionym grzechu… Można się ukryć przed księdzem, ale czy możesz ukryć się przed Bogiem?…
Czasem przyjdzie mi się targować z wami o minimum waszej świętości, o wasz czas dla Boga w dzień Święty, o waszą modlitwę codzienną w domu, o waszą troskę i przykład religijnego życia dawany a raczej nie dawany dzieciom. Wiem to na pewno, że w kilkuminutowej rozmowie nie nawrócę nikogo, nie odwiodę od złej drogi, nie przekonam ani do gorliwszego udziału w religijnym życiu, ani nie zmienię jego moralnych zapatrywań.
Św. Jan Paweł II nieraz podkreślał to nie raz, że jego wiara karmi się wiarą ludu i z niej wyrasta? Karmię się i ja waszą wiarą i waszą pobożnością… Ale też pewnie nasiąkam obojętnością do której niektórzy i siebie samych i mnie próbują przekonać. W poczuciu bezradności wychodzę i żegnam tych, którzy w swej religijnej obojętności są utwierdzeni i do niej przekonani. Wychodzę z nadzieją, że i tu kiedyś nastąpi przebudzenie, że kiedyś przyjdzie opamiętanie. Dla wszystkich chcę być świadkiem wiary, narzędziem pokoju.
Jako Chrześcijanie na mocy chrztu my wszyscy należymy do Chrystusa, a chrześcijanin to świadek – świadek Chrystusa. Wszyscy więc jesteśmy Jego świadkami, wszyscy mamy nimi być. Wszyscy wobec siebie nawzajem mamy dawać o Chrystusie świadectwo żyjąc jak można najpiękniej, czy wielki czy szare są dni, i przez nas ma świat lepszym być. Jak echo pobrzmiewa z tych słów treść śpiewanej przez nas często pieśni: „Chrześcijanin to ja”. Amen.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Czyściec
Świat pędzi coraz szybciej. Żyjemy nie myśląc o tym, że czas każdego z nas kiedyś dobiegnie końca. Umieranie jest częścią życia. W każdej minucie umiera na świecie ponad 100 osób. Średnio co pół sekundy umiera człowiek. Niektórzy z powodu epidemii, inni z powodu nowotworu, zabójstwa, wypadku, śmierci naturalnej lub samobójstwa. Z niczym na ten świat przyszliśmy i nic z niego nie zabierzemy… Nikt z nas nie wie, jak wygląda życie po śmierci. Byli jednak ludzie, którzy widzieli więcej… Niektórym dane było doświadczyć spotkań, które pozwoliły choć trochę przeniknąć tajemnicę śmierci i życia po śmierci.
Chcę wam przedstawić dzisiaj jedną z nich…
Stefania Fulla Horak, urodziła się w Tarnopolu w 1909 roku, studiowała filozofię. Była uzdolniona muzycznie i artystycznie. Skończyła Lwowskie Konserwatorium. Pracowała jako nauczycielka muzyki… Lubiła bywać na salonach, deklarowała się jako osoba niewierząca w Boga, choć w głębi serca chciała w niego wierzyć… Prosiła Boga o znak i ten znak przyszedł. Przyszedł w osobie, a dokładniej w duszy zmarłej ponad 50 lat przed narodzeniem Stefanii niezwykle uduchowionej zakonnicy o imieniu Magdalena Zofia Barat. Kościół uznaje ją dzisiaj za świętą, jedną z większych mistyczek Kościoła Katolickiego. Ta tajemnicza zakonnica – św. Magdalena Zofia Barat – wiele razy odwiedzała Stefanię Fullę Horak. Prosiła ją m.in. o modlitwę za dusze czyśćcowe, potrzebujące wstawiennictwa żyjących na ziemi.
Pouczona objawieniem otrzymanym przez pośrednictwo św. Magdaleny Zofii – Stefania Fulla przekazuje nam prawdy o losie dusz czyśćcowych… Bezpośrednio po śmierci staje dusza przed Sądem Najwyższej Sprawiedliwości. Skończyło się bowiem, niewyczerpane dotąd Boże miłosierdzie. Kto przekroczy granicę życia, staje wobec Jego Sprawiedliwości samotny i czeka słusznego wyroku. Ten los nieszczęsnej duszy zaczyna się już wtedy, gdy jej krewni i bliscy uczestniczą w pogrzebie opłakując zmarłą osobę… Gdyby ci ludzie wiedzieli, gdyby pomyśleli, gdyby spróbowali się wczuć w bezradną rozpacz takiej duszy… Być tuż obok swoich najdroższych, błagać ich o pomoc, dobijać się do ich sumienia i serca, widzieć często jak się ci najbliżsi samolubnie oddają własnej boleści, jak zasłuchani we własny ból pochylają się nad pustym ciałem, z którego jedyny sens się wycofał… Dlatego, jeśli dusza straci nadzieję wzbudzenia w najbliższych myśli o modlitwie, szuka – nawet wśród obcych – kogoś, kto by jej tego nie odmówił… I gdy znajdzie, będzie mu wdzięczna za pomoc, będzie trwać przy nim nie wracając już wcale między swoich, którzy ją zawiedli, zasmucili i okazali w całej pełni egoizm ziemskich uczuć… Na pogrzebie rodzina rozpacza nad własną rozpaczą, a krewni idą za karawanem, bardziej lub mniej myśląc tylko o tym, by się nieznacznie oddalić od orszaku i zniknąć w najbliższej przecznicy ulic. Nikt tu nie myśli o modlitwie. Nikt nie chce milczenia, czy choćby samego pójścia na cmentarz by je ofiarować za tę, krążącą wśród nich często zrozpaczoną, przerażoną duszę.
Stefanię Fullę Horak odwiedzały także dusze innych świętych, m.in. Jana Bosco, Teresy od Dzieciątka Jezus, Jana Vyanney’a, czy Joanny D’Arc. Przychodziła do niej również bł. Katarzyna Emmelich. I to właśnie Oni – nazywani przez Fullę Świętymi Opiekunami – przekazali jej niezwykłą wiedzę na temat nieba, piekła i czyśćca…
Wszystkie te doświadczenia opisała w książce zatytułowanej „Święta Pani”.
Pisze w niej m.in.
… Czyściec składa się z niezliczonych, a najrozmaitszych kręgów, Pierwszym i najstraszniejszym kręgiem czyśćca jest KRĄG BŁĄDZEŃ. Jest to okres, kiedy dusza krąży blisko ziemi, a nie ma z nią już żadnej styczności. Niektóre… jak KRĄG, GŁODU, LĘKU, GROZY, UTRAPIEŃ znałam tylko z nazwy. O innych wiem niejedno od moich świętych Opiekunów. Nieprzeliczona, nieobjęta wprost myślą jest rozmaitość tych Mąk, gdyż każda wina ma swój odpowiednik w cierpieniu. Mówiąc o czyśćcu pominę udrękę TĘSKNOTY ZA BOGIEM, gdyż tęsknota ta jest zasadniczym stanem pokutującej duszy.
Może to wyda się dla nas zaskakujące, a może i nawet okrutne, ale „dla duszy skazanej na czyściec rodzina, czy bliscy nie mają najmniejszego znaczenia o ile nie można się od nich spodziewać pomocy. A jedyną formą tej pomocy i dowodem miłości, czy przyjaźni jakiego wtedy od ludzi dusza pragnie i na jaki czeka jest modlitwa.
Nieopisane cierpienia sprawia duszy niemożność powiedzenia ludziom, że ich łzy i smutek nie przynoszą jej żadnej ulgi ani korzyści, że utrudniają im tylko przejście i dodają cierpień… Rozpacz opłakujących jest niczym wobec MĄK na jakie wydają bliską im zmarłą duszę odmawianiem jej jedynego wsparcia tj. modlitwy lub dobrych uczynków, które by ofiarowywali w jej intencji….
Bywa, że ci, którzy z naszego grona odeszli, ponieśli z sobą jakąś nieodpokutowaną winę i czyjś żal z powodu doznanej od nich krzywdy…
Nic tak nie ciąży czyśćcowej duszy jak żal, czy nienawiść tych, którzy zostali na ziemi. W przeciwieństwie do obopólnej korzyści jaką jest ofiarowywana za zmarłych modlitwa, o tyle nienawiść przynosi obopólną szkodę.
Nikt bowiem, kto żywił w sercu nienawiść choćby to była nienawiść umotywowana jakąś doznaną niegdyś krzywdą.. nikt z tych pielęgnujących w sobie żal i nienawiść nie zobaczy Stwórcy zanim nie odcierpi takich samych mąk, jakich przysporzył swym żalem duszy swojego winowajcy. Przebaczenie umarłym z miłości do Boga i z miłości do bliźniego przynosi ogromną ulgę cierpiącej duszy a równocześnie żyjącym zapewnia niewyczerpane łaski. Należy więc wszystko przebaczyć za życia, aby nam wszystko było przebaczone po śmierci.
Nieustanną misja Jezusa Chrystusa było przebaczenie grzechów. Chrześcijaństwo to jest nieustanne przebaczanie wszystkich krzywd, jakie ktoś nam wyrządził.
To jest zdumiewające, że Bóg patrzy wielokrotnie inaczej na grzechy niż my. W naszym mniemaniu wielkie grzechy to te, które łączą się z jakimś okrucieństwem czy bezdusznością… gwałty, morderstwa, zadawanie cierpień… Tymczasem dla Boga najstraszniejszym grzechem będzie nie co innego jak Grzech Nie-Przebaczenia Drugiemu Człowiekowi, ponieważ wtedy Bóg nie może i nam przebaczyć naszych grzechów. NIEPRZEBACZENIE jest związane z przeciwieństwem MIŁOŚCI.
Miłość przebacza wszystko. Nienawiść nie przebacza niczego
Katechizm naszego Kościoła uczy nas, że po śmierci ciało człowieka ulega zniszczeniu podczas gdy jego dusza idzie na spotkanie z Bogiem. Staje na tzw. Sądzie ostatecznym.
Podczas Sądu ostatecznego obowiązywać będzie tylko jedno kryterium oceny, MIŁOŚĆ. A więc to, ile w nas było miłości do Boga i do drugiego człowieka. Tylko to, będzie się liczyć…
Niech zatem, nasza listopadowa modlitwa za zmarłych będzie powodowana najszczerszą miłością i pełnią przebaczenia…
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Kościele, jaki jesteś
Ogłoszono ogólnopolską syntezę synodu poświęconego Kościołowi.
W oparciu o nią można by sformułować odpowiedzi na kluczowe dla nas pytanie: Kościele, jaki jesteś? W opublikowanym w miniony czwartek (25.08.22) tekście ukazany jest obraz Kościoła zranionego, dotkniętego skandalami i ludzką biedą, którego grzeszna strona związana ze słabością człowieka często powoduje zgorszenie i cierpienie. Nasz Kościół to Kościół często bezradny, dotknięty szokiem zmian, który niejednokrotnie powoduje frustrację wiernych, przypominając bardziej źle zarządzaną instytucję niż wspólnotę prowadzoną przez wyrazistych pasterzy. Zdaniem uczestników synodu „Kościół jest oderwany od życia, nudny, zbyt mało mówi się o wątpliwościach i o tym, co wiara oznacza dla nas” Kościół bardziej postrzegany jest jako instytucja niż jako wspólnota. Wyraźnie wyartykułowano ostrą krytykę księży. Z jednej strony świeccy wysoko cenili u swoich księży „świadomość powołania, głęboką wiarę, prawdziwą pobożność, życie według zasad, dbałość o kult i nauczanie, troskę o człowieka, miłość do Kościoła, apolityczność przy jednoczesnym zaangażowaniu w sprawy społeczne, bezinteresowność, a przede wszystkim autentyczność i świadectwo”. Z drugiej jednak strony wierni świeccy dostrzegali u duchownych „brak wiary i autentycznej pobożności, materializm, łamanie zasad moralnych, brak wrażliwości na potrzeby ludzi, niską jakość stosunków ze społecznością parafialną i lokalną, błędną wizję antropologiczną, ujawniającą się w skrajnie negatywnym rozumieniu człowieka, wreszcie brak budowania relacji między sobą i zaniedbywanie własnej formacji”.
Surowej krytyce towarzyszyła też refleksja o potrzebie modlitwy za księży i wspierania ich w pracy oraz wypracowania przez świeckich gotowości do wzięcia współodpowiedzialności za parafię. W wielu syntezach diecezjalnych pojawiały się postulaty takie, jak: potrzeba głoszenia katechez dla dorosłych, wzmocnienia (lub zbudowania od początku) duszpasterstwa dzieci, młodzieży, rodzin oraz ludzi starszych oraz objęcia troską duszpasterską osób, które pozostają w różnym stopniu na peryferiach Kościoła – zwłaszcza żyjących w związkach niesakramentalnych, osób z niepełnosprawnościami oraz osób LGBT+.
W konsultacjach synodalnych, na różnych poziomach, uczestniczyli głównie wierni zaangażowani w życie parafii, członkowie wspólnot, jak również osoby praktykujące, a wcześniej nieangażujące się bezpośrednio w swoich parafiach. W konsultacjach synodalnych wzięło udział ponad 100 tys. osób. Pierwszy raz w historii pierwszym etapem synodu były konsultacje przeprowadzone na poziomie diecezji. Po ich zakończeniu rozpocznie się faza kontynentalna, a w październiku 2023 r. powszechna.
Przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki podczas prezentacji ogólnopolskiej syntezy podsumowującej diecezjalną fazę synodu powiedział, że w ogólnopolskiej syntezie obecna jest krytyka Kościoła, jednak jest to krytyka wynikająca z miłości do Kościoła, a nie z nienawiści.
Wierni wskazywali również na potrzebę większej dbałości o celebracje liturgiczne, zwłaszcza o niedzielną mszę św. Zwracano uwagę na potrzebę wyeliminowania wyczuwalnego pośpiechu, skracania mszy świętej (np. śpiewy ograniczone do jednej zwrotki), braku zaangażowania i rutyny.
W trakcie synodu wybrzmiał problem niskiego poziomu głoszonych homilii, oraz tego, że są albo zbyt krótkie, albo zbyt długie i zawiłe”. Podnoszono też kwestię nieumiejętnego prezentowania katolickiej nauki społecznej, przez co wiele osób podejmowanie tej tematyki odbiera jako głoszenie kazań politycznych, niekiedy wręcz z personalnymi odniesieniami.
Jak wynika z syntezy, w Kościele „nie potrafimy słuchać, sprawia nam to trudność, wolimy mówić i forsować swoje poglądy”. Słuchanie utrudnia przekonanie o własnej nieomylności oraz utarte schematy komunikacyjne. Gdy księża nie chcą słuchać, rodzi się w sercu wiernych świeckich poczucie smutku i obcości. Uczestnicy synodu przyznali, że także świeccy nie słuchają księży lub słuchają ich wybiórczo.
Z opublikowanej ogólnopolskiej syntezy synodu wynika, że życie wiernych dzieje się w pierwszym rzędzie w rodzinach. Kościół stawia sobie dramatyczne pytanie: „Co zrobić, aby nie utracić młodych ludzi, zwłaszcza tych, którzy nawet jeśli wyszli z rodzin wierzących, nie chcą dalej iść drogą Kościoła i z nim się nie identyfikują ?”
Uczestnicy synodu zastanawiali się, czy duszpasterze i zaangażowani wierni świeccy nie rezygnują zbyt szybko z zabiegania o osoby mające trudności w wierze i przeżywające kryzysy.
Na koniec ważne słowa Abpa Gądeckiego – W Kościele synodalnym cała wspólnota (…) jest wezwana do wspólnej modlitwy, słuchania, analizowania, dialogu, rozeznawania i udzielania rad w podejmowaniu decyzji o charakterze duszpasterskim.
Synod trwa nadal, a o dobre i trwałe jego owoce trzeba nam się nieustannie modlić, co niniejszym czynimy. Amen
Pełny tekst syntezy na stronie Episkopatu Polski
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Gościnność Marii i Abrahama
Gościnność wyraża się nie przez włączony telewizor ale przez otwartą spiżarnię, otwarte uszy i otwarte serce. Popełniamy często ten błąd że włączamy telewizor z chwilą pojawienia się gościa, lub nie wyłączamy go, gdy ten – do naszego domu – przybył. Przyjmować gościa w ten sposób, to tak jakby zaproponować gościowi nie, żeby usiadł, ale żeby podszedł z wami do okna i wspólnie z wami przy nim stał i przezeń patrzył.
Dziś odczytane fragmenty Pisma Świętego pozwalają nam być świadkami gościnności w dwóch miejscach. W namiocie Abrahama i Sary, oraz w domu sióstr Marty i Marii. W obu przypadkach gościem jest sam Bóg, lub też jego Posłańcy.
Trzej Mężowie zbliżają się do namiotu Abrahama w upalny dzień, gdy ten „siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia”. Zadysponował przygotowanie posiłku. Z daleka zauważył ich zmęczenie i trud podróżowania w słonecznym upale. Otworzył przed nimi – obrazowo mówiąc – lodówkę. Ale wcześniej jeszcze otworzył przed nimi swoje serce. Spojrzał na nich z miłością i bratnią serdecznością. Nie widział w nich intruzów zakłócających jego południowy wypoczynek. I nie spodziewał się też, że błogosławieństwo, jakie ze sobą ci trzej mężowie przyniosą przewyższy wartość jego – Abrahamowej – gościny.
Często tak bywa, że przychodzący gość coś w naszym życiu zburzy. Zmieni porządek zaplanowanego dnia. Pozbawi możliwości zarobkowania lub wypoczynku. Wprowadzi w zakłopotanie, bo nie dość uprzątnięty się nam wydaje nasz dom. A jednak nie bez powodu powtarzamy zgodnie ze starym porzekadłem: „Gość w dom – Bóg w dom”. A pamiętajmy, że ten Gość nigdy nie przychodzi „z pustą ręką”.
Nie otwieraj (SiB) nierozważnie swych ust przed „domokrążcą”, który „oplotkowuje” przy tobie twoich sąsiadów. Bądź pewny, że gdy do nich pójdzie, oplotkuje tam ciebie… Boży wysłannik to nie ten, który dzieli się z tobą nowinkami które usłyszał lub tym, co zobaczył na podwórku twojego sąsiada, ale ten, który dzieli się z tobą tym co nosi w swoim sercu.
Maria, która usiadła zasłuchana u stóp Jezusa wiedziała, że Jego słowa płyną z serca i do jej serca też trafiają. Otwierajmy się w te wakacyjne – często upalne dni – na Jezusa przychodzącego do nas w drugim człowieku.
Boża cierpliwość
Trudno powiedzieć, czy okoliczność trwającej w Ukrainie wojny jest ilustracją do dziś odczytanego fragmentu Ewangelii, czy też może sama Ewangelia jest Bożym spojrzeniem na wszystkie te sytuacje, gdzie człowiek doświadcza dramatów, okrucieństwa, tragedii, cierpienia… Sądzę, że z jednym i drugim mamy dziś do czynienia…
W dzisiejszej Ewangelii jest mowa o dwóch ludzkich tragediach. Za pierwszą stoi człowiek, za drugą katastrofa budowlana. W jednej i drugiej giną ludzie.
W pierwszej – jak opowiadają świadkowie wydarzenia – Piłat zmieszał krew Galilejczyków z krwią ich ofiar. To krwawe zajście miało miejsce prawdopodobnie w Jerozolimie w czasie świąt Paschy, na które zwykle przybywało do Jerozolimy sporo pielgrzymów. W obliczu zajmowanego przez okupantów rzymskich świętego miejsca, jakim była Jerozolima, dochodziło zapewne do buntu i rozruchów, które w krwawy sposób były tłumione. Piłat – jak co roku – na czas święta ściągał do Jerozolimy dodatkowe oddziały żołnierzy. Oprócz składanych ofiar, lała się i krew.
Jezus komentuje te wydarzenia przywołując starotestamentalną zasadę według której cierpienie jest jednoznacznie karą za grzech. Ale też wskazuje na ograniczony zasięg oddziaływania tej zasady: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”.
„Jeśli się nie nawrócicie”. Te słowa padają również jako przestroga w kontekście ofiar katastrofy budowlanej zawalonej wieży.
Ci, którzy to ucierpieli nie byli wcale większymi grzesznikami od innych, którzy śmierci uniknęli. Jednak przestroga do nawrócenia adresowana jest do wszystkich, także do nas…
Jezus przestrzega ponadto, aby nie wchodzić w czyjeś sumienia i nie ferować sądów o stanie duchowym bliźnich. Zadaniem każdego człowieka jest to, aby – nawet wobec powszechnie dziejącego się zła – umieć dostrzegać własną winę i swój grzech [ bez oceniania i wartościowania innych ]. Bo nie każde cierpienie jest karą za grzech.
Jezus ponadto wzywa nas i swoich słuchaczy, aby tragiczne wydarzania odbierać jako przynaglenie do własnego nawrócenia. Bo jeśli się nie nawrócimy, to wszyscy podobnie zginiemy. W przestrodze Jezusowej jest jednak mowa o duchowej śmierci i wiecznym potępieniu. Sprawiedliwość Boża ma wymiar eschatologiczny. Boża Nagroda i Kara przeniesiona jest zatem w wieczność, czyli poza doczesność.
Czyż można sobie wyobrazić lepszą zachętę, do rzetelnego odprawienia rekolekcji i zdobycia się na trud nawrócenia, niż ta, która płynie z dziś odczytaniej Ewangelii i towarzyszących jej okoliczności?
Łatwiej mówi się o grzechach innych, trudniej dostrzec grzech własny. Trudniej jest podjąć własne nawrócenie. Łatwiej mówić o konieczności nawrócenia się Rosji, trudniej mówić o nawróceniu świata zachodniego, z którym czujemy się związani. Jeszcze trudniej o własnym nawróceniu.
Tak, ta wojna wzywa każdego z nas do przemiany serca, do dobrej spowiedzi wielkanocnej. A dobra spowiedź przynosi przynajmniej dwa owoce: w sercu rodzi się dobro i łaska oraz – stajemy się duchowo przygotowani na wypadek śmierci, która w czasie wojny, nawet jeśli rozgrywa się u sąsiada, jest bardziej prawdopodobna i u nas.
Zwróćmy jeszcze uwagę na Bożą cierpliwość, która przebija się z przytoczonej przez Jezusa przypowieści o nie przynoszącym owoców figowcu. Obrazem tej Bożej cierpliwości jest ów Ogrodnik, który zabiega, aby temu nie owocującemu drzewu figowca dać szansę zaowocowania.
Pomyślmy… Może to my sami jesteśmy takimi nie owocującymi drzewami w Bożym Ogrodzie. Może jest i ktoś, kto nad nami wypowiada te pełne wiary , miłości i nadziei słowa: „Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc”. Bóg w swoim miłosierdziu daje człowiekowi szansę, daje mu czas na nawrócenie. Nie rozmińmy się z tym czasem Bożej Łaski i miłosierdzia dla nas.
Nigdy więcej wojny
Dziś 4-ty Dzień Oficjalnej Wojny na Ukrainie – Dla nas dzień modlitw o pokój na świecie, o pokój dla Ukrainy.
„Nigdy jeden naród nie może rozwijać się kosztem drugiego, nie może rozwijać się za cenę drugiego, za cenę jego uzależnienia, podboju, zniewolenia, za cenę jego eksploatacji, za cenę jego śmierci”.
Wypowiedział te słowa papież Jan Paweł II podczas swej pierwszej wizyty papieskiej Jana Pawła II do Polski. (…) na terenie byłego Obozu Koncentracyjnego Oświęcim-Brzezinka. Miejsce to jest szczególnym świadectwem dramatu Wojny Światowej Drugiej, i oby ostatniej.
Mówił wtedy, że Oświęcim jest rozrachunkiem z sumieniem ludzkości… jest miejscem, którego nie można tylko zwiedzać. Trzeba przy odwiedzinach pomyśleć z lękiem o tym, gdzie leżą granice ludzkiej nienawiści…
Wojna niesie z sobą nieproporcjonalny przyrost nienawiści, zniszczenia, okrucieństwa. A jeśli nie da się zaprzeczyć, że objawia również inne możliwości ludzkiej odwagi, bohaterstwa, patriotyzmu, to jednak rachunek strat przeważa. Coraz bardziej przeważa – im bardziej wojna staje się rozgrywką wyrachowanej techniki zniszczenia
Za wojnę są odpowiedzialni nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wywołują, ale również ci, którzy nie czynią wszystkiego, co leży w ich mocy, aby jej przeszkodzić…
Powtórzę raz jeszcze. Nigdy jeden naród nie może się rozwijać kosztem drugiego narodu, za cenę jego uzależnienia, podboju, zniewolenia, za cenę jego eksploatacji, za cenę jego śmierci.
Nawiązywał Papież do znanych myśli Jana XXIII, Pawła VI o pokoju w świecie współczesnym, a wypowiadał je – jak siebie nazwał – jako niegodny ich następca, ale też jako syn narodu, który doznał w swych dziejach, dalszych i bliższych, wielorakiej udręki od „drugich”.
Papież prosił, aby wszyscy, którzy go słuchają, skupili wszystkie siły w trosce o człowieka. Tych zaś, którzy słuchali Go z wiarą w Jezusa Chrystusa, prosił, – w istocie i nas o to prosił – ażebyśmy skupili się w modlitwie o pokój i pojednanie,
Nigdy więcej wojny, nigdy więcej wojny!
Pokój, tylko pokój winien kierować losami narodów i całej ludzkości!”
Przytoczył również Ojciec Święty słowa mądrości starego mistrza, Pawła Włodkowica, rektora krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego w XV w., który głosił, iż trzeba zabezpieczyć następujące prawa narodów: do istnienia, do wolności, do niepodległości, do własnej kultury, do godziwego rozwoju.
„Gdzie mocniej działa siła, niż miłość – pisze Włodkowic – tam szuka się tego, co stanowi własny interes, a nie Jezusa Chrystusa, i stąd łatwo odstępuje się od reguły prawa Bożego. (…) Wszelkie jednak prawo potępia tych, którzy napadają na pragnących żyć w pokoju: tak prawo naturalne, które głosi: „Czyń drugiemu to, czego sam pragniesz!”, jak i prawo Boskie, które potępia wszelką grabież zakazem: „Nie kradnij!”, a zabrania przemocy przykazaniem: „Nie zabijaj!”
Na
koniec modlił się Papież wypowiadając
słowa Suplikacji
Święty Boże, Święty mocny, Święty a nieśmiertelny!… Od powietrza, głodu,
ognia i wojny …i wojny, wybaw nas, Panie! Amen.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
-__-__- kazanie poprzednie
Sobotnie dzwony
„Sobotnie dzwony” bić mogą „inaczej”. Niby brzmienie ich będzie podobne do ich brzmienia w inne dni, a jednak znaczenie tego brzmienia będzie znacząco różne. Okazuje się bowiem, że już to sobotnie brzmienie dzwonów jest wezwaniem i zaproszeniem na mszę św. (! uwaga) niedzielną.
Obowiązek święcenia Dnia Pańskiego wynika z przykazania Bożego: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Kościół nakazuje ponadto aby: „W niedzielę i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych”. Mówi też o tym Kodeks Prawa Kanonicznego (KPK) (Kan. 1247): „W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej oraz powstrzymać się od wykonywania tych prac i zajęć, które utrudniają oddawanie Bogu czci, przeżywanie radości właściwej dniowi Pańskiemu oraz korzystanie z należnego odpoczynku duchowego i fizycznego”. Uczestniczenie w Mszy św. w niedziele i święta nakazane jest zatem obowiązkiem katolika. Ale UWAGA !!!
Mszę świętą „niedzielną” można jednak „zastąpić” mszą „wieczorną sobotnią”. Czytamy dalej w KPK (kan. 1248 §1) tak: „Nakazowi uczestniczenia we Mszy św. czyni zadość także ten, kto bierze w niej udział gdziekolwiek jest ona odprawiana w obrządku katolickim, bądź w sam dzień świąteczny, bądź też wieczorem dnia poprzedzającego”.
Sobotnia Msza Św. wieczorna – odprawiana jako niedzielna – to powrót do starej tradycji Kościoła. W pierwszych wiekach Kościoła Niedzielną Eucharystię sprawowano już w sobotni wieczór, zgodnie z żydowską tradycją mierzenia czasu, według której kolejny dzień zaczynał się o zmierzchu dnia poprzedniego, (podobnie szabat rozpoczynano świętować już w piątek po zachodzie słońca). W czasie prześladowań Kościoła chrześcijanie zbierali się często w nocy z soboty na niedzielę, aby uczcić zmartwychwstanie Chrystusa ale także zbierano się na Eucharystię w nocy ze względów praktycznych. W obawie przed prześladowaniem celebrowano ją w ukryciu, najczęściej w nocy.
W zaproponowaniu wiernym mszy św. sobotnio-wieczornej jako niedzielnej wzięto obecnie też pod uwagę czynniki społeczne, m.in. zwiększoną aktywność zawodową wiernych. Msza św. w sobotę wieczór staje się dodatkową możliwością spełnienia obowiązku udziału w mszy św. niedzielnej.
Wprawdzie duszpasterze delikatnie odwodzą od zbyt łatwego wybierania tej właśnie mszy św. sugerując, w oparciu o dawny Kodeks Prawa, że muszą być ku temu spełnione jakieś warunki, przemawiać za tym jakieś istotne racje, jednak Nowy Kodeks Prawa Kanonicznego – aktualnie obowiązujący – niczym tego nie warunkuje, nie stawia żadnych ograniczeń. Można tę Mszę Św. wybrać ze zwykłej wygody.
Zgodnie z nauczaniem Kościoła, dobrowolne, bez powodu „nie-uczestniczenie” we Mszy świętej niedzielnej jest grzechem ciężkim. Czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego tak (art. 2181): „wierni zobowiązani są do uczestniczenia w Eucharystii w dni nakazane, chyba że są usprawiedliwieni dla ważnego powodu (np. choroba, pielęgnacja niemowląt) lub też otrzymali dyspensę od ich własnego pasterza. Ci, którzy dobrowolnie zaniedbują ten obowiązek, popełniają grzech ciężki”. Aby móc przystąpić do Komunii podczas następnej Mszy, wierny musi pojednać się z Chrystusem w sakramencie pokuty, czyli pójść do spowiedzi.
Podkreślmy to raz jeszcze – opuszczenie Mszy Św. „niedzielnej” jest ciężkim grzechem. Grzechem jednak nie jest, jeśli skłania nas ku opuszczeniu mszy św. jakiś ważny powód, jak np. choroba, konieczność opieki nad osobą obłożnie chorą czy niemowlęciem, odbywanie podróży lub pobyt w miejscu, z którego dotarcie do kościoła jest znacznie utrudnione lub niemożliwe.
Nie sposób omówić wszystkie przypadki uzasadnionej nieobecności na mszy świętej niedzielnej…
Na chwilę obecną ważna dla nas jest odpowiedź na pytanie następujące: Czy obawy przed zarażeniem Covidem w kościele mogą stanowić usprawiedliwienie opuszczenia niedzielnej Mszy?
Mogą, ale nie muszą. Ważna tu jest uczciwość w poprawnie ukształtowanym sumieniu. Tam właśnie ma paść szczera odpowiedź, czy chodzi tu o zwykłe lenistwo podpierane „niby obawą”, czy też zawładnął nami inny lęk (wynikający np. z przynależności do tzw. grupy ryzyka, jaką stanowią choćby osoby w podeszłym wieku czy osoby przyjmujące różnego rodzaju leki obniżające odporność). Zasadność naszego lęku może też być wzmocniona występującymi warunkami, np. ilością zakażeń w kraju, a zwłaszcza występowaniem tzw. fal, podczas których ryzyko zakażenia rzeczywiście się zwiększa.
Powstrzymanie się od obowiązku uczestnictwa we mszy św. wiąże się tu z naszym samousprawiedliwieniem. To my sami stajemy się sędzią we własnej sprawie, a jest to niebezpieczne, bo możemy być na swoją „doraźną – źle rozumianą – korzyść” stronniczy i zbyt dla siebie „łaskawi”. Zawsze jednak musimy być uczciwi wobec samych siebie i Boga i w sumieniu odpowiedzieć sobie na pytanie: „Jak się ma nasz lęk przed pójściem na mszę świętą do lęku przed pójściem na „pospacerowanie po sklepie” – „bo może się coś przyda”
Osoba, która z powodu uzasadnionej obawy przed zarażeniem Covidem nie udaje się na niedzielną Mszę do kościoła, pozostając np. przed telewizorem, by uczestniczyć w mszy św. transmitowanej, nie popełnia grzechu ciężkiego. Pamiętajmy jednak, że puste ławki w sobotę wieczorem nie zarażają. Nie dyspensujmy się zatem – zbyt łatwo – z obowiązku uczestnictwa we mszy św. i fizycznej w kościele obecności.
Opracowanie na podst tekstu źródłowego w portalu Opoka.org.pl
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
-__-__- kazanie poprzednie
Ocalić „zmysł wiary”
To człowiek jest adresatem Ewangelicznego Orędzia – przyniesionej nam przez Chrystusa Dobrej Nowiny o Zbawieniu. I człowiek jest w stanie to Orędzie przyjąć. Ma odpowiednie narzędzia percepcji [jakimi są rozum i serce]. Rozumem jest w stanie człowiek rozpoznać Objawioną mu przez Boga Prawdę. Zaś sercem jest w stanie człowiek za Chrystusem podążać.
Czego jednak brak? Co szwankuje, że człowiek spragniony miłości ostatecznie mija się i nie spotyka z Miłością Największą jaką jest Pan Bóg? Co nie funkcjonuje jak należy, skoro poszerzający nieustannie swe horyzonty wiedzy człowiek gubi się i nie odnajduje Prawdy Objawionej?
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa Kościół świętował Epifanię czyli Objawienie się Chwały Bożej. Treścią tegoż święta Epifanii były trzy wydarzenia, którym dziś Kościół przypisuje trzy różne święta. Kiedyś jednak wydarzenia te były świętowane razem, jednego dnia. Są nimi: Pokłon Trzech Mędrców, Chrzest Jezusa w rzece Jordan, oraz to wydarzenie z Kany Galilejskiej, które opisuje dzisiejsza Ewangelia. W każdym z tych wydarzeń w Chrystusie objawia się Chwała Boża.
Chrystus jest w tych wydarzeniach tak bliski człowiekowi, że nie sposób wobec tych wydarzeń pozostać obojętnym i Chwały Bożej nie dojrzeć. Wraz z Mędrcami ze Wschodu idą przez wieki w Orszaku ci, którzy Chrystusowi oddają pokłon, oddają Mu chwałę. W Niedzielę Chrztu Pańskiego została nam objawiona Tajemnica Trójcy Świętej, podstawowa prawda naszej wiary, przechowywana w duchowym skarbcu Kościoła. Usłyszeliśmy Ojcowski głos z Nieba „Ty jesteś moim umiłowanym Synem” i zobaczyliśmy w znaku gołębicy Ducha Świętego. Tu również stojący w wodach Jordanu Jezus został otoczony Chwałą.
Dziś w zdumieniu i zachwycie przeżywamy pierwszy cud dokonany przez Jezusa. Oto przemienia On wodę w wino. Na prośbę Maryi – swej Matki – ratuje honor małżeńskiej pary i ocala radość biesiadników. Wino z Kany Galilejskiej jest znakiem Łask, jakich Jezus Chrystus udziela człowiekowi, szczególnie tych, które płyną z sakramentów świętych. Przemienione Wino jest wyraźną zapowiedzią [jakże ważnej dla życia Kościoła] Eucharystii.
Ewangelista opisując wydarzenie z Kany ujmuje to następująco: „Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie”. Tak, to było prawdziwe objawienie się w Jezusie Chrystusie chwały Bożej, czyli EPIFANIA.
Pokłon Mędrców, chrzest w Jordanie i cud w Kanie Galilejskiej. Zwróćmy uwagę na to, jak bliski jest człowiekowi Jezus w tych wydarzeniach: jest blisko ubogich pasterzy i zacnych, dostojnych Mędrców, stoi pośród tłumu ludzi przyjmujących chrzest na znak swego nawrócenia, spędza czas z uczniami i z weselnikami, których szczodrze obsypuje swoimi darami.
Świadkowie i uczestnicy tych wydarzeń poznali chwałę Jezusa. Tylko światłe oczy wiary pozwoliły im rozpoznać te znaki: – blask Betlejemskiej Gwiazdy, otwarte niebo i smak cudownie przemienionego wina. Te światłe oczy Kościół zwykł nazywać „sensus fidei”- nadprzyrodzony zmysł wiary.
Co stało się z tym „zmysłem wiary” w dzisiejszych czasach? Czyżbyśmy do reszty go utracili? Czyż nie staliśmy się głusi na Boże napomnienia? Czyż nie jest tak, że duchowa ślepota nie pozwala nam dojrzeć w naszej codzienności obecności Boga? Zasmakowaliśmy najróżniejszych używek, pozwoliliśmy się im odurzyć, i – niestety – skutkiem tego zapomnieliśmy smaku Eucharystycznego Chleba.
Wszak objawienie się Jezusa Chrystusa było tak czytelne. Czemuż zatem, nie ukorzyliśmy przed Nim umysłu, czemuż nie otworzyliśmy Dlań serca?
Przywołajmy raz jeszcze zdanie z dzisiejszej Ewangelii: „objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie”. A, my… ? Zagubieni, zdezorientowani, zrozpaczeni…, niby dumni, ale bez Boga tak bardzo… samotni. Ratunek nasz (SiB) jest w Maryi, która nieustannie przypomina i zachęca: „zróbcie wszystko, cokolwiek [mój Syn] wam powie”.
Módlmy się zatem o „zmysł wiary” dla poszukujących Boga… O odwagę dla porzucających manowce grzechu i na znak swego nawrócenia duchem wstępujących raz jeszcze w wody Jordanu. Módlmy się o miłość dla małżonków i rodzin, aby nigdy im ona nie ostygła i nie zwietrzała.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
-__-__- kazanie poprzednie
Bądź „Gwiazdą” na niebie
Słyszeliśmy to powiedzenie niejednokrotnie i nie raz zdarzyło się nam je wypowiedzieć: „Święta, święta… i po świętach”. Co kryje się w tych słowach, jaki stan emocji? Czy jest to smutek i żal, że tak krótko one trwały? Rozczarowanie, że tak szybko przeminął świąteczny nastrój? Wszak tyle było naszego zachodu i starań związanych z przygotowaniami, a tymczasem jest już „po”… Tak, dzisiaj można powiedzieć, że jest już „po”…
Trochę żal, że dla wielu z nas – katolików – liturgiczne świętowanie skończyło się już o świcie po „Nocy Pasterzy”. Niektórym udało się odnaleźć właściwą drogę do „prawdziwego świętowania” w Niedzielę przypadającą jeszcze w Oktawie Bożego Narodzenia czyli w jednym z Ośmiu uroczystych dni świętowanych jak jeden dzień – Dzień Bożego Narodzenia. Wczoraj ta Oktawa się domknęła tzw. „Nowym Rokiem” czyli Świętem Bożej Rodzicielki Maryi. Dzień Bożego Narodzenia i jego liturgiczny obchód właśnie wczoraj się skończył. Nawet dzisiejsza niedziela [Druga niedziela po Bożym Narodzeniu] ma w swojej nazwie to maleńkie słówko „po”, które uświadamia nam i przypomina, że coś już dobiegło do swego kresu.
To co się kończy, nie przemija jednak bez śladu. Pobrzmiewać nam będą jeszcze „kolędy” [w naszej polskiej tradycji najdłużej]. „Konsumować” będziemy i przyswajać sobie „Tajemnicę Cichej Betlejemskiej Nocy”. Ze zdumieniem i radością odkryjemy może to, że się Bóg narodził nam w sercu i cudownie je przemienił. Więcej w nim dobroci, wrażliwości, ciepła, przebaczenia…
Inaczej już patrzą na świat i na ludzi wokół nasze oczy. Jest w nich jeszcze Światło „Betlejemskiej Gwiazdy”, które przemieniło i oczyściło nasze spojrzenia. Wydobyło nas z ciemności i bez-nadziei grzechu… Tak, ciemność bez Boga jest beznadziejna. Światło Chrystusa rozprasza ciemności najczarniejszych nocy.
„Z Tobą ciemność nie będzie ciemna, a noc jako dzień zajaśnieje” – śpiewamy w jednej z pieśni uwielbienia
Czymże jest księżyc na nocnym niebie, jeśli nie „lustrem, w którym przegląda się słońce”. Nie świeci on swoim światłem, ale jak lustro odbija w naszą stronę promienie słoneczne, gdy ono świeci akurat w tym czasie komuś innemu na ziemskim globie. Dziś wiemy, że podobnie było z Gwiazdą Betlejemską, która – jak mówią naukowcy – mogła być koniunkcją Jowisza i Saturna, czyli dwóch planet, które na nocnym niebie znalazły się „blisko siebie” i dzięki temu zwielokrotniły swój odblask.
Jakież to przedziwne, ze właśnie wtedy narodził się Jezus. Czyż to nie zdumiewające, że do Chrystusa, który jest Światłością doprowadzić nas może coś, co „świeci” światłem tylko odbitym?…
Za nami Święta Bożego Narodzenia. Wchodzimy w okres poświąteczny, który przerodzi się nam w Karnawał. Będziemy jednak przez wiele jeszcze tygodni ożywiać naszą tęsknotę za Betlejemską Gwiazdą, aby w jej blasku odnajdywać pewną i bezpieczna drogę do Jezusa… Betlejemska Gwiazda. I gdzież nas Ona dziś prowadzi? Prowadzi nas przed ołtarze, przed majestat Tego, który rodząc się w Bethlejem – w Domu Chleba – sam stał się Chlebem Eucharystycznym dla nas.
Czy zdajesz sobie Bracie i Siostro sprawę z tego, że ty sam(a) możesz być na czyimś niebie Gwiazdą prowadzącą do Jezusa? Wystarczy, że będziesz z Nim w stałym kontakcie, że będziesz z Nim utrzymywać łączność. Bo jeśli stracisz Go z oczu, lub jeśli „co gorsza” odwrócisz się od Niego, utracisz też wtedy blask Jego światła. Bądź zatem dla innych światłem nie zapominając o tym, że świecić możesz tylko światłem odbitym. Bądźmy zdobni (Bracia i Siostry) w Boże promienie. A jeśli oczu zabraknie, widzieć je będą z pewnością ludzkie serca. Amen.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Orędzie Noworoczne 30 lat temu
Orędzie Ojca Świętego na XXV Światowy Dzień Pokoju 1992r (fragmenty)
1. Pierwszego stycznia obchodzimy, zgodnie ze zwyczajem, doroczny Światowy Dzień Pokoju. Tegoroczne Orędzie jest ponownym braterskim zaproszeniem do refleksji ludzi wierzących, którzy właśnie ze względu na swoją wiarę są wezwani aby być zwiastunami i budowniczymi pokoju.
Oczywiście, dążenie do pokoju jest powinnością każdego człowieka dobrej woli i z tego powodu liczne orędzia były kierowane do wszystkich członków rodziny ludzkiej. Jednakże obowiązek ten przynagla nade wszystko ludzi wierzących w Boga, a jeszcze bardziej chrześcijan, których Przewodnikiem i Mistrzem jest Jezus Chrystus «Książę Pokoju» .
Moralna i religijna natura pokoju
2. Dążenie do pokoju jest wrodzone ludzkiej naturze i znajduje odzwierciedlenie w różnych religiach. Wyraża się w pragnieniu ładu i spokoju, w postawie gotowości służenia bliźniemu, we współpracy i współdziałaniu opartym na wzajemnym szacunku. Aby te wartości, wypływające z prawa naturalnego i głoszone przez religie, mogły się rozwijać, potrzebny jest solidarny wysiłek wszystkich ludzi. Jest to powinność wszystkich, jednak w sposób szczególny odnosi się do ludzi wierzących, gdyż dawanie świadectwa i działanie na rzecz pokoju oraz modlitwa o pokój to elementy konsekwentnej postawy religijnej.
Siła modlitwy
4. Jeśli chcemy, żeby świat stał się przybytkiem pokoju, musimy się nieustannie i z pokorą, ufnie i wytrwale modlić: modlitwa jest, w całym tego słowa znaczeniu, naszą mocą w błaganiu o pokój, dzięki której możemy go otrzymać. Napełnia odwagą i daje oparcie każdemu, kto miłuje i pragnie szerzyć pokój na miarę własnych możliwości i w różnych środowiskach, w których żyje. Otwiera na spotkanie z Najwyższym, ale zarazem usposabia do spotkania z bliźnim, pomaga nawiązać ze wszystkimi, bez żadnej różnicy, relacje oparte na wzajemnym szacunku, zrozumieniu, poważaniu i miłości. Modlitwa jest węzłem, który jednoczy nas najskuteczniej: dzięki niej wierzący spotykają się tam, gdzie nierówności, niezrozumienie, urazy i wrogość przestają istnieć, to znaczy w obliczu Boga, Pana i Ojca wszystkich. Modlitwa, będąc wyrazem prawidłowej relacji z Bogiem i z bliźnimi, już przez to samo jest pozytywnym wkładem w budowanie pokoju.
Dialog ekumeniczny i relacje między różnymi religiami
5. Nie wystarczy sama tylko modlitwa, winny jej towarzyszyć inne konkretne działania. Każda religia ma własną wizję metod i dróg dążenia do pokoju. Kościół katolicki, potwierdzając zdecydowanie swoją tożsamość, swoją naukę i swoją misję zbawienia wszystkich ludzi, „nic nie odrzuca z tego, co (…) prawdziwe jest i święte” w innych religiach. Nie lekceważąc i nie pomniejszając różnic, Kościół żywi przekonanie, że istnieją pewne elementy czy aspekty dążenia do pokoju, które mogą być z pożytkiem rozwijane i realizowane wspólnie z wyznawcami innych wiar i religii. Ku temu zmierzają kontakty między różnymi religiami, a w sposób szczególny dialog ekumeniczny.
Droga do przebycia
6. Kontakty między religiami, podobnie jak dialog ekumeniczny, uważane są za nieodzowne, aby nie dopuścić do bolesnych rozłamów, a te, które jeszcze istnieją, aby mogły być rychło uleczone. Ludzie wierzący winni być twórcami pokoju, nade wszystko przez osobisty przykład postawy, która wyraża się w zachowaniu nacechowanym: pogodą i równowagą ducha, opanowaniem instynktów, wyrozumiałością, przebaczeniem, hojnością w dawaniu. Takie postawy kształtują klimat pokoju wśród osób z najbliższego otoczenia, zarówno we wspólnocie religijnej jak i świeckiej.
Wspólnie budować sprawiedliwy pokój
7. Pokój jest podstawowym dobrem, które umożliwia poszanowanie i rozwój istotnych wartości człowieka: prawa do życia we wszystkich fazach jego rozwoju; prawa do uznania godności każdego człowieka niezależnie od rasy, płci i przekonań religijnych; prawa do posiadania dóbr materialnych niezbędnych do życia; prawa do pracy i do równego podziału jej owoców. Jako ludzie wierzący i bardziej jeszcze jako chrześcijanie powinniśmy czuć się zobowiązani, by kierować się w życiu wartościami, których uwieńczeniem jest największe przykazanie miłości:„Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”(Mt 22,39).
Raz jeszcze przypominam, że ścisłe poszanowanie wolności religijnej i związanych z nią praw jest zasadą i podstawą pokojowego współżycia. Pragnąłbym, aby przywódcy polityczni i religijni oraz sami ludzie wierzący nie tylko deklarowali uznanie tego prawa, ale faktycznie urzeczywistniali je w praktyce. Byłoby ogromnym błędem, gdyby religie czy grupy ich wyznawców interpretowały i praktykowały swą wiarę w duchu fundamentalizmu czy fanatyzmu i znajdowały religijne uzasadnienie dla walk i konfliktów z innymi. Jeśli jest jakaś walka godna człowieka, to walka przeciw własnym nieuporządkowanym namiętnościom przeciw wszelkim przejawom egoizmu; przeciwko próbom narzucania własnej woli drugiemu człowiekowi; walka przeciw wszelkiej nienawiści i przemocy: jednym słowem, przeciwko temu wszystkiemu, co jest dokładnym przeciwieństwem pokoju i pojednania.
Potrzeba poparcia ze strony rządzących państwami
8. Na koniec wzywam wszystkich rządzących państwami i odpowiedzialnych za wspólnotę międzynarodową, by okazywali zawsze najwyższe poszanowanie dla przekonań religijnych każdego człowieka oraz uznanie dla szczególnego wkładu religii w postęp cywilizacji i rozwój narodów. Nie powinni oni ulegać pokusie manipulowania religią, traktowania jej jako narzędzia władzy. Władze publiczne i polityczne powinny zapewnić religiom należne im miejsce i gwarancje prawne — na szczeblu krajowym i międzynarodowym — nie dopuszczając do tego, aby wkład religii w budowanie pokoju został zepchnięty na ubocze, ograniczony do sfery prywatnej czy wręcz zapomniany.
Kieruję jeszcze raz apel do władz publicznych, aby starały się bacznie zapobiegać wojnom i konfliktom, by stwarzały warunki sprzyjające rozwojowi, który przyniesie korzyść wszystkim, a zwłaszcza ludziom dotkniętym nędzą, głodem i cierpieniem.
Słowo do chrześcijan
9. Odczuwam potrzebę zwrócenia się ze szczególną zachętą do wszystkich chrześcijan. „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam”, powiedział nam Jezus (J 14,27). Ta Boża obietnica napełnia nas nadzieją. Prawdziwy bowiem pokój jest zawsze darem Boga, zaś dla nas chrześcijan jest cennym darem zmartwychwstałego Pana (por. J 20,19.26).
Umiłowani Bracia i Siostry w Kościele katolickim, troska o pokój jest wielkim wyzwaniem współczesnego świata. Trzeba nam jednoczyć siły z tymi, z którymi łączą nas podstawowe wartości religijne i moralne. Budować pokój wspólnie z innymi wierzącymi znaczy już żyć w duchu ewangelicznego błogosławieństwa: «Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi» (Mt 5,9).
Jan Paweł II pp. Watykan, 8 grudnia 1991 r.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
„Cóż mamy czynić ?”
„Cóż mamy czynić ?” – pytali Jana Chrzciciela żołnierze, celnicy, i ilu ich tam jeszcze było. „Cóż mamy czynić ?” – pytamy i my – w związku ze zbliżającymi się dniami Adwentowej Spowiedzi w naszej parafii. Otóż sprawa jest prosta. ( Podkreślam – nie „wydaje się prosta” ale „jest” taką w istocie).
Czas Adwentowej Spowiedzi mamy potraktować jako czas spotkania z Bożym miłosierdziem. Poprzez sakramentalną spowiedź pozwolić mamy Panu Bogu zamieszkać w naszej duszy. Zanim świętować będziemy przyjście Chrystusa do Betlejemskiej Groty, zechciejmy – Siostry i Bracia – otworzyć dla Niego drzwi naszych serc, aby tam mógł dla siebie uczynić mieszkanie.
Miłosierdzie Boże, to Siła Bożej dobroci, która nas do siebie przyciąga, jak magnes – Przyciągająca Siła Bożego Przebaczenia. Bywa, że przez miesiące i lata opieramy się tej Sile, usuwamy się na jak najdalszy margines religijnego życia, ale Bóg nie przestaje nas Kochać nawet wtedy, gdy jesteśmy bardzo daleko od Niego. Gdy podczas Adwentowych Dni Spowiedzi uczynimy pierwszy krok w kierunku Konfesjonału, aby tam wyznać swoją winę i słabość, wiedzmy to, że już wtedy zadziałała w nas – w naszym sercu – Boża Łaska i Siła Bożego Przyciągania. Nie możemy o tym wyprzedzającym nasze działanie Bogu zapominać. Odchodząc od kratek konfesjonału ożywiajmy naszą wdzięczność Bogu za dar Jego Przebaczenia, ale nie zapominajmy o wdzięczności naszej za tę Boża Łaskę, która zadziałała z wyprzedzeniem i nas do tego sakramentalnego spotkania doprowadziła. To Łaska Boża nas do kratek konfesjonału przywodzi.
Będąc u źródła Bożego Miłosierdzia nie mówmy o swoich chorobach, ale nazywajmy najprościej jak potrafimy swój grzech. Pan Jezus jest w tym sakramencie lekarzem, ale przede wszystkim jest Lekarzem Duszy. Nie przychodzimy do konfesjonału po tabletki na kaszel czy po receptę na Litanię potrzebnych nam Leków. Bywa pewnie nie raz, że kiedy mamy blisko Cierpliwe Ucho Spowiednika, to rodzi się pokusa aby się wyżalić o wszystkim co boli. Nie mówmy tam o chorobach, nie mówmy tam też o skomplikowanych zawiłych relacjach rodzinnych – o tym co kto komu winien i kto kogo w czym skrzywdził. Mówmy jak najprościej o własnej winie i o własnym grzechu.
Wyznawanie winy w pokorze nie jest (nie powinno być) powiązane z szukaniem własnych samousprawiedliwień. Kto przez lata całe samego siebie usprawiedliwia, ten na kolejne dni, miesiące (i być może lata) pozostanie ze swoim grzechem. Tylko ten, kogo usprawiedliwi Bóg, tylko ten stanie się wolny i od kratek konfesjonału odejdzie uwolniony od ciężaru winy. Nie szukajmy samousprawiedliwień.
Nie mówmy o grzechach naszych bliźnich z tym zamiarem, aby w świetle ich grzechów nasze własne nie wydawały się tak wielkie. Nie przychodźmy przekonywać spowiednika, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, bo ma on tego doskonałą świadomość. Przyjdź – Siostro i Bracie – do konfesjonału. Wyznaj swój grzech. Nazwij go najprościej jak potrafisz, a potem jak przed sądem czekaj w pokorze na wyrok. Wierz mi, im większa pokora, tym wyrok łaskawszy.
„Bóg pysznym się sprzeciwia a pokornym łaskę daje”. Doświadczysz tego – Siostro i Bracie – z pewnością przy kratkach konfesjonału.
„Cóż mamy czynić?” – wtórujemy swym pytaniem żołnierzom i celnikom z dzisiejszej Ewangelii. Przede wszystkim nie przegapmy tej chwili, nie prześpijmy tego Czasu Łaski Bożej dla nas. Jeśli by tak się niestety stać miało, że czas Adwentowego Pojednania z Bogiem nam umknie niepostrzeżenie, to będziemy jak ci stojący na peronie spóźnieni, niedoszli pasażerowie wpatrujący się ze smutkiem w tył odjeżdżającego i znikającego im sprzed oczu pociągu. Jest wtedy niepewność i żal . Żal, że się w porę nie wsiadło. Niepewność co do tego „czy i kiedy przybędzie pociąg następny”, jak również tego „czy my osobiście tej chwili jego przybycia doczekamy”.
Czuwajmy i bądźmy gotowi. Pan jest blisko.
Msze Św. w Czasie Adwentowych Dni Skupienia:
W Bożem : w piątek i w sobotę o 16.15 oraz dodatkowo w sobotę o 10.30 // W Szestnie : w piątek i w sobotę o 18.00 oraz dodatkowo w sobotę o 12.00 // Spowiedź rozpoczynać się będzie już na 15 minut przed mszą świętą.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
-__-__- kazanie poprzednie
Miłość nie ustaje
Liturgia Słowa dzisiejszej niedzieli mówi nam o małżeństwie jako o nieodwołalnej zgodzie. To coś zadeklarowanego „Raz na zawsze” – nieodwołalnie… Ten Radykalizm wyrażony słowami „na zawsze”, „aż do śmierci”, który nauka Kościoła katolickiego w oparciu o Ewangelię promuje, wydaje się czymś bardzo trudnym… Wręcz nie do przyjęcia, nie do zaakceptowania… Jakże często mówi się, że w odniesieniu do tych spraw zarówno Pan Jezus, a za Nim także i Kościół, jest nieżyciowy i przestarzały.
Zdolność kochania jednak i naturalne człowiekowi pragnienie by kochać i być kochanym nie znikło. Jest darem od Boga Stwórcy i jest (można by powiedzieć) człowiekowi naturalne. I chociaż statystyki potwierdzają, że liczba małżeństw nie tylko sakramentalnych – (kościelnych) ale także tych cywilnych (zawieranych w urzędach) w ostatnim czasie znacząco spadła, to jednak ludzie wciąż, mimo porażek, mimo miłosnych zawodów, rozczarowań i zranień szukać będą tej jednej, jedynej, wiecznej miłości.
Przypatrując się Chrystusowemu argumentowaniu nierozerwalności małżeństwa, czyli temu, jak Chrystus tę nierozerwalność uzasadnia, dostrzegamy, że Chrystus zakłada w człowieku pewien poziom kultury jako warunek zrozumienia i zaakceptowania tej zasady.
Istotnie, trzeba niemałej kultury, by dwoje ludzi mogło się potraktować ze wzajemnym szacunkiem, zobaczyć celowość zasady nierozerwalności małżeństwa oraz to, że zasada ta ma na celu dobro człowieka i jest warunkiem jego zdrowia moralnego oraz ładu społecznego. Do tego nie jest zdolny egoista ani człowiek o sercu zatwardziałym.
W zamyśle Bożym związek między rodzicami a dziećmi jest tylko czasowy „opuszcza człowiek ojca i matkę”: Natomiast Małżeństwo to związek trwały i nierozerwalny – „i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stanowią jedno ciało”.
Jezus dowodzi, że rozwody, (dozwolone przez Stare Przymierze), były jedynie ustępstwem na rzecz ludzkiej słabości. Tym, którzy szukają doskonałości (Jego wyznawcom = chrześcijanom) – Chrystus podnosi poprzeczkę znacznie wyżej. Trzeba – jak napisał święty Paweł – aby miłość małżonków była na wzór miłości Chrystusa do Kościoła – trwała i nieodwołalna. Nauka Jezusa nie pozostawia w tym względzie żadnych wątpliwości. Prawdziwa miłość nie kończy się nigdy, jak nie kończy się miłość Chrystusa do nas, do Kościoła.
Dzisiejszy świat wiele mówi o miłości. W książkach, brukowych czasopismach czy filmach często traktuje się miłość jak swoistą chorobę, która pewnego dnia spada na człowieka. Przychodzi jednak czas wyzdrowienia i wtedy mówi się, że, „już się nie kocha” czy „kocha się inną, innego”. Tymczasem miłość to stałe pragnienie dobra dla drugiego człowieka. Przede wszystkim dla drugiego człowieka, a dopiero potem dla siebie.
Może właśnie dlatego, tak się to wszystko rozpada i jak domki z kart rozsypuje, bo już na wstępie w istocie prawdziwej miłości nie ma. Jest tylko pragnienie by kochanym czy kochaną być. By czuć się z tego powodu dowartościowanym człowiekiem…
Kochający człowiek, wstępując w związek małżeński, nie powinienem pytać, co mi ta miłość da, ale powinienem być gotowy wszystko ukochanej osobie dać. To ja mam się troszczyć o naszą miłość, pielęgnować ją i chronić przed egoizmem. Kochać bezwarunkowo, to nie kochać „w nagrodę za cudzą miłość”. Prawdziwa miłość nie stawia żadnych warunków. To nic, że nieraz się nie zgadzamy, że czasami mnie irytujesz, że wydaje mi się, że zrobiłbym coś lepiej, szybciej, dokładniej. Kocham cię bez żadnych warunków, dlatego że Cię kiedyś w swoim życiu spotkałem, że ci zaufałem, że ty mi zaufałaś, dlatego że jesteś moim przyjacielem. A przyjaciół nie zostawia się w biedzie, chorobie, starości czy opuszczeniu.
Jezus miał rację: jeśli małżeństwo ma być wyrazem miłości, musi być nierozerwalne, bo prawdziwa miłość – służebna, powściągająca swój egoizm, ufna – nigdy się nie kończy…
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
-__-__- kazanie poprzednie
Nie o kosmitach…
Przychodzimy do Kościoła jako ludzie wierzący. Nasza wiara ma swój religijny charakter i przede wszystkim odnosi się do naszej relacji z Bogiem.
Ale zdarza się często, że jako „obywatele świata”, żyjący obecnie w ( jak to niektórzy określają ) dynamicznej rzeczywistości, stajemy obok tych, którzy (w zupełnie w świeckim znaczeniu tego słowa) w coś tam wierzą lub nie wierzą.
Wiara jest częścią naszego ludzkiego życia. Nawet ateista nie uznający Boga też używa słowa „wierzę” w odniesieniu do codziennych sytuacji w życiu. Jadąc mostem, wierzy, że jest on tak skonstruowany, że się nie zawali. Wjeżdżając w tunel wierzy, że na jego końcu jest możliwość wyjazdu z tego tunelu. Wsiadając do windy wierz, że jest ona dobrze przymocowana. Nawet słodząc herbatę, sypiąc do niej cukier, każdy z nas wierzy, że jest to cukier a nie trucizna… Niektórzy wierzą lub nie w kosmitów, ale nie nam się tu wypowiadać, czy oni rzeczywiście istnieją. Niech się o tym wypowiadają specjaliści, naukowcy. Niektórzy wierzą dziś w wirusa, inni nie. Ale sytuacja jest podobna. Nie nam się tu o tym wypowiadać. Niech się wypowiadają specjaliści, wirusolodzy, naukowcy…
Wierzyć ( w bardzo ogólnym, uniwersalnym znaczeniu ) znaczy przyjmować za prawdę to, co ktoś mówi i także ze względu na to kto to mówi. Mamy prawo wierzyć autorytetom. Mamy prawo przyjmować to co mówią, (choć mamy także prawo to odrzucić i czynić własne poszukiwania odpowiedzi na nurtujące nas pytania).
Tutaj dochodzimy do rzeczy fundamentalnej. My nie przychodzimy do kościoła po wiedzę o kosmitach… Deklarując swoją wiarę zarówno tu w kościele i deklarując się na zewnątrz jako ludzie wierzący, mamy niejako w tle naszej deklaracji to, że wierzymy w Boga. Wierzymy w to, że ON naprawdę istnieje, że ON jest…
Ale to jeszcze nie wszystko. To dopiero początek drogi. To dopiero płaszczyzna na której przechodzimy od stwierdzenia „wierzę w Boga” do stwierdzenia „wierzę Bogu”. Stwierdzenie „wierzę Bogu” to coś więcej niż tylko „wierzę w Boga”. Wierzyć Bogu, to wchodzić w osobistą relację z Bogiem. Relacja ta wyraża się w naszym zaufaniu, w naszym zawierzeniu, w naszym oddaniu się Bogu…
Kiedy już wejdziemy na płaszczyznę wiary „w Boga” i wiary „Bogu”, wtedy zadajemy sobie pytanie o to, jakim jest ten Bóg, jakie są Jego przymioty, jaka jest Jego moc?
W poznawaniu naszego Boga nie błądzimy obrazowo mówiąc „po omacku”. Jeśli przyjmujemy w pełni Boże Objawienie, przekonujemy się o tym, że to sam Bóg się nam objawia, On sam mówi nam o Sobie i niejako „odkrywa się” przed nami i daje się nam poznać (a właściwie to ciągle odkrywać i poznawać).
To, czy my uwierzymy w Boga, który jest Ojcem Jezusa Chrystusa, i to, czy w samym Chrystusie odczytamy pełnię Objawienia zależy od tego, czy otworzymy się na światło naszego rozumu, czy rozpoznamy znaki Bożej obecności. Zależy to także od naszej decyzji, od naszego chcę, czyli od naszej postawy pełnej zaangażowania w tę relację z Bogiem. Jednak niestety i to nie wystarczy. Nie wystarczy nasze „chcę”, aby móc powiedzieć „wierzę”…
Wiara jest łaską. Jest nadprzyrodzonym darem od Pana Boga, który zechciał nam siebie objawić, przybliżyć, pozwolił nam siebie poznać, Sobą się zachwycić i pokochać.
O takiej wierze słyszymy w kościele i taką wiarę deklarujemy w naszym „Credo”
Dziś słyszymy, że Bóg zaprasza nas do swego domu na ucztę. Niektórzy tym zaproszeniem systematycznie gardzą… Bóg ponadto chce nas widzieć czystymi, przyodzianymi w odświętną szatę. Tą szatą odświętną jest szata łaski. To stan naszej duszy. Dbajmy o nią…
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Nasza przyszłość
Nie jest niczym złym myślenie perspektywiczne, planowanie przyszłości, układanie ciągu zdarzeń i warunków im towarzyszących abyśmy mogli osiągnąć zamierzony cel.
Myślenie perspektywiczne przyrównywane jest w słowniku wyrazów bliskoznacznych do przezorności, roztropności, czy rozwagi.
Nic w tym dziwnego, że sprawy doczesne zaprzątają nasz umysł. Martwimy się o to, co będziemy jedli, co będziemy pili, czym się przyodziejemy. Tych najróżniejszych potrzeb może być wiele (opłacone rachunki, nowy telewizor, samochód) i stale tych potrzeb będzie przybywać. Po zaspokojeniu jednych pojawią się nowe. Niewykluczone, że pojawią się też zazdrosne spojrzenia na innych, którzy mają więcej, którym – w naszej ocenie – się lepiej powodzi. I to wpędzić nas może w samonapędzającą się spiralę pogoni za szczęściem widzianym w spełnianiu potrzeb, zachcianek i pragnień. Celem dla nas nie będzie już tylko to, co w naszym życiu podstawowe, co niezbędne i fundamentalne.
Zawsze wyobraźnia podsunie nam obraz czegoś, czego jeszcze nie mamy, a czego dopiero „posiadanie” uczyni na ludźmi w pełni szczęśliwymi. (lepszy samochód, większy telewizor, ładniejszy ogródek – „cóż w tym złego, żeby to mieć?”…) Jednak, kiedy nasze życie zaczyna przypominać „pogoń za uciekającym szczęściem” problem pojawia się wtedy, gdy na margines naszego życia odsuwamy Boga i z czasem też o Nim zapominamy. Wszystko, co jest naszym doczesnym celem przesłania nam Boga i jest od niego ważniejsze. Z czasem też Bóg i jego przykazania zaczną nam przeszkadzać w osiąganiu naszych doczesnych celów i spełnianiu naszych pragnień.
Przecież także o duszę troszczyć się muszę. Prorok Izajasz mówi dziś do nas w imieniu Boga: „Wszyscy spragnieni przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy. Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko (…). Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki (…), posłuchajcie Mnie, a wasza dusza żyć będzie”.
Człowiek zaczyna naprawdę żyć, a jego egzystencja nabiera sensu, kiedy słucha Boga i „chodzi Jego drogami”… Ale… Czy to nie nadmierny idealizm? Spyta ktoś: „Czy Bóg wyżywi moje dzieci? Czy zatroszczy się o moje mieszkanie? Czy znajdzie mi pracę?
Odpowiedzi na te pytania przynosi dzisiejsza Ewangelia.
Powiedzmy szczerze. Ci, którzy poszli za Jezusem – zasłuchani w Niego, postąpili trochę nieroztropnie. Nastał wieczór, a oni nie zatroszczyli się o posiłek dla siebie. Zgłodnieli, a tam, na pustkowiu, nie można było zaradzić ich potrzebom. Niemal samo narzuca się to, co może innych słowach zaproponowali Apostołowie. „ Dobra, koniec przedstawienia, wracamy do domu, do swoich lodówek i spiżarni”. A tymczasem Jezus widzi inne rozwiązanie…
Sprawił, że pięcioma chlebami i dwiema rybami nasyciło się kilkanaście tysięcy ludzi, a po posiłku zebrano jeszcze dwanaście pełnych koszy ułomków.
Roztropność nakazuje nam dbać o powszedni chleb. Dobrze, jeśli uczciwą pracą staramy się środki na utrzymanie siebie i swojej rodziny zdobywać. Ale możemy być pewni, że jeśli dla Bożej sprawy rezygnujemy czasem ze spodziewanego zarobku, pewnego zysku, to – po pierwsze – na pewno nie zabraknie nam tego, co dla nas niezbędne, a ponadto – po wtóre – możemy być pewni, że Bóg w inny – sobie wiadomy – sposób nam to wynagrodzi…
Pogoń za dobrami tego świata jest jak chwast, który łatwo może w nas zdusić kiełkujące ziarna Bożego słowa… Miej ufność w Panu i czyń to, co dobre. Raduj się w Panu, a On – z całą pewnością – spełni pragnienia Twego serca.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Reklamówka Kościoła
Królestwo Boże podobne jest… Kolejny fragment i kolejna przypowieść o Czymś, co jest rzeczywistością ponadczasową i wszechobecną, a zarazem tak trudną do uchwycenia zmysłami, że tylko przez podobieństwo mówić o Niej można zdając się na to, że tylko w niewielkiej części dana przypowieść jest w stanie Ją opisać.
Królestwo Boże zapoczątkowane jest przez Chrystusa i utworzoną przez Niego Wspólnotę Wiary, którą nazywamy Kościołem, lub też Chrystusową Oblubienicą.
Odkryciem rozumu oświeconego światłem wiary jest odkrycie prawdy, że droga do Królestwa Bożego prowadzi przez wspólnotę Kościoła i przez Sakramenty Święte, którymi z woli samego Chrystusa ta wspólnota dysponuje.
Wydawać by się mogło, a nawet jestem o tym przekonany, że odczytany dziś fragment Ewangelii jest bodaj najpiękniejszą reklamówką Kościoła jako wspólnoty, adresowaną zwłaszcza do ludzi młodych.
Królestwo Boże podobne jest do skarbu ukrytego w ziemi, także do perły, pięknej i niepowtarzalnej.
Na drodze wiary, właśnie we wspólnocie Kościoła, możliwe jest odnalezienie tego, co ma wartość ponadczasową i nieprzemijającą. Skarbów jest niezliczona ilość, po jednym dla każdego z nas. Ważne jest, by ten skarb odkryć i nim się zachwycić.
Cóż z tego, skoro świat zadowala się błyskotkami świecidełkami, i całą mnogością gadżetów o wątpliwej wartości. A przy tym z jakąż nonszalancją i butą świat obnosi się z tym że perły nie zachwycają, że ktoś nie chce ochrzcić dziecka, że ktoś inny nie puści go do Pierwszej Komunii Świętej. Próbuje się z tego – niestety skutecznie – robić medialny szum i zyskiwać poklask religijnych ślepców.
Droga do Królestwa Bożego to droga wiary karmionej w Kościele Słowem Bożym i Świętymi Sakramentami. Odnaleziony na drodze wiary Skarb jest tak cenny, że można zapragnąć w całości mieć go dla siebie. Dlatego to ukrycie znalezionego skarbu w ziemi, aby po jej wykupieniu cieszyć się w pełni prawem do jego posiadania [o czym w przypowieści czytamy -x.DL].
Czy odkrycie wartości Kościoła jako narzędzia osiąganego zbawienia jest łatwe? Być może to droga całego życia. Droga poszukiwacza pięknych pereł. Ileż przemierzonych dróg, ileż odrzuconych błyskotek. Ileż ponadto cierpliwości i wytrwałości, by mimo upływu lat i doznanych zawodów wciąż poszukiwać tego co okaże się najcenniejsze; co okaże się mieć wartość nieprzemijającą.
Chciałoby się na bazie usłyszanych dziś przypowieści snuć opowieść o Kościele – jako idealnej wspólnocie ukierunkowanej na Bożą obecność i wieczną z Nim komunię. Jednak Kościół to także sieć zarzucona w morze i zagarniająca ryby różnego rodzaju, także te drapieżne i niestety także i te zdechłe… Nie wszystko w Kościele zachwyca i buduje. Jest niestety w Nim i to, co zasmuca i zawstydza, może i nawet zniechęca i Niego odrzuca.
Oby się tylko tym ostatecznie nie zgorszyć i w sens i wartość Kościoła – jako zbawczej wspólnoty – nie zwątpić.
Wzorem Króla Salomona prośmy Boga nie o bogactwa i nie o zgubę dla nieprzyjaciół, nawet nie o długowieczność, ale prośmy o mądrość i roztropność.
„Przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych”. O „piecu” i „płaczu” niezręcznie może drugi raz wspominać. Jednak nie zapominajmy, że czas tej ostatecznej selekcji przed nami. Przed każdą i każdym z nas…
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Zagubieni i oddaleni…
Słowem, które w ostatnim czasie, w związku z minionymi wydarzeniami, jest często używane w odniesieniu do ludzkiej społeczności jest słowo POLARYZACJA. Słowem tym określa się zróżnicowanie ludzi z uwagi na ich poglądy, przynależność, preferencje i sympatie. Słowo to (polaryzacja) wywodzi się z j. ang. – pole , lub też z j. niem. der Pol i oznacza w sensie geograficznym – biegun. Łatwo sobie wyobrazić dwa najodleglejsze od siebie miejsca na naszej planecie i tłoczących się na nich ludzi. Przybliżają się oni możliwie jak najbardziej do bieguna, a tym samym – jak tylko to możliwe – oddalają się od tych, którzy są na biegunie przeciwnym.
Podkreślanie, akcentowanie tego co nas różni w istocie nas od siebie oddala. Dostrzeganie tego, co jest nam wspólne – przybliża. Wiedział o tym doskonale nasz św. Papież Jan Paweł II . W dialogu z przedstawicielami innych religii potrafił podkreślać przede wszystkim to co jest nam – Bożym Stworzeniom i Jego Dzieciom – wspólne. W tym duchu podejmował wszelkie ekumeniczne dążenia. Różnicowanie – oddala. Warto może, abyśmy wszyscy mieszkańcy jednej planety, niezależnie od tego, do którego bieguna jest nam bliżej dostrzegli, że kręcimy się (wirujemy) we wszechświecie wokół jednej wspólnej osi.
Warto zauważyć, że świat jest różnobarwny. Nawet między czernią i bielą są różne odcienie szarości.
Wsłuchani w odczytaną dziś przypowieść o łanie zboża, na którym obok ziarna w kłosie dojrzewa też i chwast, uruchamiamy swoją wyobraźnię. Siebie oczywiście postrzegamy jako mniej lub bardziej dorodny kłos zboża, po czym rozglądamy się wokół siebie szukając oczywiście chwastów. Wzrok nasz wtedy niestety pada na siedzących obok. Jednak – Drodzy moi – takie postrzeganie siebie i innych jest błędne, ponieważ to my sami jesteśmy i kłosem i chwastem zarazem. To nie poza nami, nie obok nas, ale to w nas samych przebiega owa linia podziału na to, co w nas dobre i szlachetne, oraz to co w nas samych jest niestety złe i grzeszne.
Każdy z nas jest po trosze bohaterem i dezerterem. Jest i dobrą glebą i nieurodzajną gliną. Wszyscy doświadczamy tego wewnętrznego rozdwojenia, rozdarcia pomiędzy sprzecznymi z sobą (ukrytymi w nas) pragnieniami i dążeniami.
Potrafimy przecież jednocześnie i wątpić i wierzyć, popadać w rozpacz i żywić nadzieję, kochać i nienawidzić, śmiać się i płakać (…) A jednak, niezależnie od tego, czy czynimy zło, czy dobro, za każdym razem jesteśmy tym samym człowiekiem. Tym samym Piotrem, Andrzejem, Tomaszem… Tą samą Marią, Agnieszką, czy Katarzyną… Zawsze jestem jednocześnie złym chwastem i dobrym nasieniem. My, ludzie, stale doświadczamy siebie – jako pełnych sprzeczności.
Uświadamiając sobie to pęknięcie we własnym wnętrzu, bylibyśmy może bliscy poddania się i ostatecznego zniechęcenia, jednak oto przypowieść dopełnia się tym – jakże ważnym dla nas postanowieniem gospodarza. „Pozwólcie obojgu róść aż do dnia żniwa” – byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu rosnąć…”
To Bóg jest owym siewcą, który zasiał w nas wszystkich ziarno Królestwa Niebieskiego. Jego odpowiedź świadczy o tym, że nie zrezygnował z nas, że nie potępia nas od razu, widząc nasze złe strony. On wie, że źli są nie tylko źli, a dobrzy nie tylko dobrzy. Zawsze liczy na nasze nawrócenie i nieustannie okazuje nam przebaczenie. A ponadto całe nasze zło – On sam – weźmie na siebie, aby je ostatecznie unicestwić. Sprawi, że nasza małość i bezduszność pójdą w zapomnienie, jeśli tylko będziemy szczerym sercem starać się o to i usilnie zabiegać, aby nasze życie na co dzień owocowało dobrem. Amen.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Bogiem i Jego Słowem błogosławiona cisza…
Kluczowym słowem dnia dzisiejszego i dzisiejszej liturgii jest słowo CISZA. Pojawia się ono w dzisiejszej liturgii w kontekście wypowiadanego przez Boga słowa. Bożego Słowa, które ma moc zbawić duszę naszą; które niczym rzucane w glebę ziarno, wsiewane jest w nasze umysły i serca. Trudno nam zatem – Siostry i Bracia – uciekać przed odpowiedzią na pytanie o to, jaką glebą dla Ziarna Bożego Słowa jesteśmy.
Wiara rodzi się z tego co się słyszy. Tym zaś co się słyszy jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17) – odwieczne Słowo Boże. Słowo skierowane do człowieka. I napotyka to Słowo niestety – w człowieku samym – na barierę trudną do przebicia. Jest nią Hałas, Zgiełk, Harmider, jakim otacza się człowiek – często na własne życzenie. Coś, jakby człowiek bał się CISZY, by przypadkiem nie usłyszeć w niej nie tylko Bożego Słowa, ale nade wszystko głosu własnego sumienia…
Kiedy Mojżesz udał się na Górę Horeb i tam przebywał i z Bogiem rozmawiał, obecności Boga towarzyszyły: trzęsienie ziemi, grzmoty i wichura. Izraelici bali się zbliżyć do tej góry i pełni przerażenia prosili Mojżesza, aby to on był pośrednikiem między nimi a Wszechmocnym Bogiem (Wj 20, 18-19). Nic zatem dziwnego, że Eliasz, znając tę historię, spodziewał się spotkać Boga w wichurze i ogniu, w przerażającym trzęsieniu ziemi. A tymczasem Pan objawił się mu zupełnie inaczej. Przyszedł w łagodnym, przyjemnym powiewie wiatru, w dostojnej i kojącej serce CISZY. Przyszedł nie w gniewie i potędze, ale z miłosierdziem i pociechą. .
Dzisiaj również Bóg wchodzi w nasze życie, choć nie zawsze tak, jak się tego spodziewamy. Bywa, że oczekujemy Go w nadzwyczajnych znakach, w niecodziennych wydarzeniach i modlitwie pełnej religijnego uniesienia. On jednak przychodzi, kiedy zechce i jak zechce. Łamie stereotypy. Nie dostosowuje się do naszych wyobrażeń. Wyznaczamy Mu godziny spotkania – a On nie przychodzi. Nie czekamy na Niego – a On zjawia się i koi nasze serce słodyczą swej bliskości.
Nie w grzmotach i nie w huraganie, ale w łagodnym, lekkim powiewie (graniczącym z ciszą) przychodzi do nas – Siostry i Bracia – Bóg ze swoim SŁOWEM.
Absurdem w moim odczuciu jest obrazek młodego człowieka biegającego po leśnych ścieżkach z słuchawkami w uszach, do których wpadają nieustannie dźwięki hałaśliwej, choć w istocie lubianej, muzyki.
Chciałoby się powiedzieć: „Człowieku, nie bój się CISZY”. Cisza może być ukojeniem. W ciszy chce przemówić do ciebie Twój Bóg – Stwórca i Zbawca.
/ … /
W dziejach rzuconego w glebę ziarna jest jeszcze inna CISZA, a mianowicie wtedy, gdy ziarno dojrzewa do tego, aby ukorzenić się i zakiełkować. To czas, którym drzemiące w glebie ziarno odnajduje w sobie siłę życia, która jest dla niego darem samego Boga – Stwórcy.
„ Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. (Mk 4,26) / … /
Wróćmy do postawionego jeż na wstępie pytania.
Jaką jesteś – Siostro i Bracie – glebą, dla ziarna Bożego słowa?
Co w twoim życiu to Słowo zagłusza? Co nieustannie stoi Mu na przeszkodzie, z czym nieustannie musi to Boże Słowo konkurować, kto lub co prowadzi w tobie z tym Słowem nieustanna walkę?
Wbrew pozorom są to pytania ważne. Ważne dla każdego z nas. W kontekście obranej przez nas jednej z możliwych dróg, w kontekście potencjalnie osiągalnego celu, mają te pytania dla nas znaczenie fundamentalne. Rozminięcie się bowiem z Bożym Słowem, lub nawet – co gorsza – uśmiercenie Go we własnym sercu pociągnąć może za sobą katastrofalne skutki w postaci utraty zbawienia. Co nie daj nam Boże…
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Rozpoczęte dzieło…
W Oktawę Uroczystości Zesłania na apostołów Ducha Świętego, Kościół świętuje Uroczystość Trójcy Przenajświętszej. Oddaje Kościół cześć Trójjedynemu Bogu w osobach Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Jak echo sprzed wieków rozbrzmiewają dzisiaj szczególnie słowa Jezusa, określane jako „Nakaz misyjny”. „Idźcie na cały świat i nauczajcie (dosł. czyńcie uczniami moimi) wszystkie narody udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego (Mt 28,19)”. Słowa te wypowiedział Chrystus do swoich jedenastu uczniów po swoim zmartwychwstaniu.
… Od dnia naszego chrztu świętego jesteśmy – Siostry i Bracia – opieczętowani Bożą pieczęcią. Jesteśmy podpisani przez Boga. Dzięki temu też wiemy, kim jesteśmy i jakie jest nasze przeznaczenie.
To coś podobnie jak z zakładaniem „pamiętnika”. Jeszcze nie wiadomo czym będzie on zapełniony, ale jest już podpisany. Wiadomo do kogo należy, choćby było na nim wpisane tylko imię właściciela… To jest Twój pamiętnik. Na pewno będą w nim rzeczy ważne, a dla ciebie najważniejsze (jakieś sekretne wpisy, serdeczne zwierzenia, opisy własnych przeżyć czy postanowień).
…Jesteś – Siostro i Bracie – takim Bożym „pamiętnikiem”. W dniu swego chrztu świętego otrzymałeś pieczęć Boga Żywego. Bóg cię podpisał jako swoją własność. Jesteś „jego umiłowanym dzieckiem”. Otrzymałeś godność Dziecka Bożego…
Pierwszą kartę Twojego pamiętnika podpisał Bóg. Od ciebie jednak (w dużej mierze) zależy, jakie będą kolejne karty twojego życia i to, czym swoje życie wypełnisz.
Oprócz wiedzy o tym „kim jesteś”, nakreślone też masz swoje przeznaczenie. Wiesz, w jakim kierunku i ku czemu zmierzasz. Powiedział to Chrystus w swej pożegnalnej mowie. „Ojcze chcę, aby byli ze mną ci, których mi dałeś (J 17,24)”. Zaś wcześniej do swoich uczniów rzekł: „Idę przygotować wam miejsce(…), przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście byli ze mną tam, gdzie ja jestem (J 14,2-3)”. Ponadto „Dam wam swego Ducha – Pocieszyciela, aby był z wami na zawsze (J 14,16)”.
Ileż jest uczucia w tej relacji między Synem Bożym – Jezusem, a Ojcem do którego w modlitwie swej się zwraca ?… Ta żarliwa miłość jest wyczuwalna. Emanuje ona z wypowiadanych przez Jezusa słów i z Jego rozrzewnienia, jakie wypowiadanym słowom towarzyszy. Owocem tej miłości we wzajemnej relacji Ojca i Syna jest nie kto inny jak Duch Święty – Trzecia Osoba Przenajświętszej Trójcy.
I właśnie w tę relację – na mocy Bożego zaproszenia – wchodzimy. W tę atmosferę Bożej miłości jesteśmy – przez chrzest święty – zanurzeni. Czyż to nie jest wyróżnienie? Owszem, jest… Ale jest to także misja… Powołanie… Boża ufność i nadzieja we mnie i w tobie – siostro i Bracie – złożona… Takie jest to wyróżnienie.
Pamiętajmy o tym, ilekroć kreślić będziemy na sobie znak krzyża świętego – znak naszego zbawienia – w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
By było jak dawniej…
W przedziwny sposób redagowany jest czas naszego tegorocznego świętowania splecionego z trudną rzeczywistością Pandemii. Był czas rekolekcji – czas głoszenia Słowa Bożego, który w istocie był czasem głodu tego Słowa i tęsknoty za Nim. Był czas Wieczernika – Ogrójca i Golgoty, który w istocie był czasem lęku, rozproszenia, zamknięcia się, izolacji… Był czas zmartwychwstania, gdy zaledwie nieliczni zjawili się przy pustym Grobie… Nawet nie było Radosnego ogłoszenia światu prawdy o naszej wierze w Zmartwychwstanie Jezusa, co dzieje się podczas corocznej Rezurekcyjnej procesji.
I wreszcie mamy dzień Pięćdziesiątnicy, kiedy kościół może objawić się w pełnej swojej wspólnotowej krasie. Znikają ograniczenia związane z pandemią… Zapowiedź zniesienia limitu wiernych podczas zgromadzeń przyjęte jest jak zaproszenie do uczestnictwa… Właśnie w tym dniu, kiedy nie tylko wspominamy tamto tchnienie Mocy Świętego Ducha, ale na nowo Je także dziś przeżywamy i Go doświadczamy.
Również Apostołowie przeżyli swój czas izolacji, by potem, wyzbywszy się lęku, obaw i niepokoju, przeistoczyć się we wspólnotę pełną nadziei.
Przypatrzmy się – Siostry i Bracia – sobie samym i naszym czasom — naszej izolacji, która nas zmienia. Czy na lepsze?… czy na gorsze?… – pytamy.
Chcielibyśmy, „by było jak dawniej”. Tęsknimy za tym. Lecz miejmy odwagę sięgać dalej, nie tylko do czasów sprzed pandemii. Sięgajmy do czasów z początków Kościoła. Tchnienie Ducha Świętego napełni nas Radością, odrodzi w nas Nadzieję, wleje w nasze serca Pokój i Miłość.
O pokoju dużo się pisze i mówi, ale wciąż pozostaje bardzo oddaloną ideą. Cierpliwość, jak mawiamy: „to luksus, na który w dzisiejszych czasach nie możemy sobie pozwolić”. Wszystko musi być na wczoraj, ciągły pośpiech. Pochodząca z miłości życzliwość stała się dziś modnym wolontariatem, a nie otwartością, delikatnością, która bierze swój początek w dobroduszności.
Dobroć nasza nie jest naszą słabością lecz siłą naszego ducha ( choć są tacy, którzy uważają inaczej ). Pozwólmy w naszych sercach zrodzić się tęsknocie i pragnieniu, by było jak dawniej… jak w dniu Pięćdziesiątnicy… jak w dniu Zesłania Ducha Świętego. To tchnienie jest naszemu światu bardzo potrzebne, wręcz niezbędne.
Duch Święty przynosi pokój. Boży Pokój, to ta rzeczywistość w której jesteśmy bezpieczni. Tak bardzo nam potrzeba Bożego Pokoju i tej świadomości, że jesteśmy w potężnych rękach Boga i, że wszystko obróci się ku dobremu.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Cząstka nieba….
Są takie słowa (myślę, nie tylko w naszym języku), które choć brzmią tak samo, ale zależnie od kontekstu mają różne znaczenie. Takim słowem jest np. słowo „zamek” . To kontekst wypowiedzi powie nam, czy słysząc to słowo mamy wyobrażać sobie warowną budowlę, czy też miejsce w drzwiach, gdzie włożyć możemy odpowiedni klucz.
Podobnie jest ze słowem „niebo”. Nasza myśl od razu kieruje się w górę. Wszak po niebie pływają obłoki. Z nieba spada deszcz. Na nieboskłonie szukamy nocą gwiazd.
Ale mówimy także podczas modlitwy do Ojca, który „jest w niebie”. To jego wola ma być najważniejsza tak na ziemi jako i w niebie. Do nieba wstępuje Chrystus 40 dni po swoim zmartwychwstaniu. Św. Łukasz zapisał, że Jezus po rozmowie z Apostołami uniósł się w górę, a obłok zabrał Go im sprzed oczu. Cóż za huśtawka nastrojów. Dramat krzyża a potem radość spotkania zmartwychwstałego. Teraz znowu rozstanie i rodząca się w tym momencie tęsknota wraz z nadzieją przyszłego spotkania.
Siostry i Bracia – słuchając z wiarą tych zapisanych słów o nadprzyrodzonym zjawisku – stajemy wraz z Apostołami świadkami Nieba. Jednak nie tego nieba, które wypełniają gwiazdy w zdawać by się mogło w bezkresnym oddaleniu. Takie niebo to po prostu „kosmos” – bezkresny skrawek stworzonego wszechświata. My jednak jesteśmy świadkami NIEBA, które jest miejscem obecności Boga i miejscem naszego z Nim spotkania. Niebo jest miejscem, w którym Bóg nas oczekuje. Niebo jest miejscem naszego ostatecznego powołania i przeznaczenia.
Niebo – jak uczy św. Paweł – to nadzieja naszego powołania, bogactwo chwały Jego dziedzictwa, to ogrom Jego mocy. Taka jest prosta prawda o niebie, którą odczytujemy ze Słowa Bożego, a więc nie chodzi tu o jakieś miejsce szczególne w znaczeniu fizycznym, ale chodzi o przestrzeń duchową, przestrzeń naszego obcowania z Bogiem.
W Modlitwie Pańskiej: „Ojcze nasz” mówimy: «bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi». Ilekroć w życiu staramy się rozeznawać wolę Bożą i zgodnie z nią postępować, zawsze wtedy Bóg staje się nam bliski, a ziemia z już teraz jest „cząstką nieba”.
Znamy z historii dalszej i bliższej takie dni, miesiące i lata, kiedy to człowiek człowiekowi gotował na ziemi piekło. Obozy koncentracyjne, gułagi. Pytamy nieraz z wyrzutem: „gdzie był wtedy Bóg?” Otóż był on w sercach takich ludzi, jak św. Edyta Stein, czy św. Maksymilian Maria Kolbe. Właśnie wtedy, właśnie tam, na tej otchłani ziemskiego piekła Bóg był obecny w ludzkich sercach. To były serca świętych. Pamiętajmy o tym, bo takie serca żyją i biją także teraz – w czasie światowej pandemii. To dzięki nim ziemia staje się cząstką nieba, a Bóg staje się nam bliższy. Siostro i Bracie. Zaproś dzisiaj Jezusa do swego serca. Przez umiłowanie świętej woli Bożej pozwól mu w swym sercu na stałe zamieszkać. On wtedy nie tylko pokaże ci niebo. On w twoim sercu to niebo już dzisiaj uczyni.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Sto lat… ze Świętym JPII
UWAGA ! – Niezwykle ciekawa strona o Janie Pawle II warta odwiedzania
LIST PREZYDIUM KONFERENCJI EPISKOPATU POLSKI Z OKAZJI 100. ROCZNICY URODZIN ŚW. JANA PAWŁA II
Umiłowani Siostry i Bracia!
1. W tym roku świętujemy setną rocznicę urodzin św. Jana Pawła II, który przyszedł na świat 18 maja 1920 roku w Wadowicach. Ten wielki święty wniósł nieoceniony wkład w historię naszego kraju, Europy, świata oraz w historię Kościoła powszechnego. (…) W trudnym dla nas wszystkich czasie – gdy zmagamy się z pandemią koronawirusa i stawiamy pytania o przyszłość naszych rodzin oraz społeczeństwa – warto także zapytać o to, co On dziś miałby nam do powiedzenia? (Zapewne) (…) słowa, które wypowiedział w homilii rozpoczynającej pontyfikat: „Nie lękajcie się, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. (…) On doskonale zna nasze radości, niepokoje, (nasze) nadzieje, lęki i tęsknoty. Tylko On ma odpowiedź na pytania, które stawiamy sobie w chwili obecnej.
Święty Jan Paweł II był człowiekiem, w którego życiu niezwykle wyraźnie uwidaczniały się cierpienie i niepewność jutra. Jego droga do świętości wiodła przez szereg trudnych doświadczeń życiowych, jak choćby przedwczesna śmierć ukochanej matki czy okrucieństwa II wojny światowej. On przyjmował te wydarzenia z wiarą w to, że historię człowieka ostatecznie prowadzi Pan Bóg (…). Gdyby Papież Polak żył dzisiaj, na pewno rozumiałby dobrze osoby, które przebywają w izolacji i kwarantannie. Modliłby się za chorych, zmarłych oraz ich rodziny. (…). Święty Jan Paweł II rozumiał i cenił pracę lekarzy, pielęgniarek, ratowników i pracowników medycznych, za których często się modlił i z którymi się spotykał.
2. Początek kapłańskiej drogi Karola Wojtyły miał miejsce w czasie II wojny światowej. Wraz ze swoimi rodakami był on ofiarą dwóch totalitarnych systemów: (nazizmu) i socjalizmu. Obydwa odrzucały Boga. Obydwa wyrosły na pysze, pogardzie dla innych i nienawiści. Obydwa odbierały wolność i godność człowiekowi. Obydwa niosły strach i śmierć. Obydwa te systemy ściśle też ze sobą współpracowały, aby doprowadzić do eksterminacji polskiej inteligencji, a naród polski przekształcić w rzesze niewolników. (…)
Następny rozdział księgi życia św. Jana Pawła II to posługa księdza oraz biskupa krakowskiego. (…) Wykładał w seminariach duchownych i na uniwersytetach. (…) Brał czynny udział we wszystkich sesjach Soboru Watykańskiego II-go. W roku 1967 papież Paweł VI mianował go kardynałem. (…) I tak nadszedł historyczny dzień 16 października 1978 roku, gdy kard. Karol Wojtyła został wybrany papieżem. (…)
Wybór kard. Karola Wojtyły na następcę św. Piotra otworzył nowy rozdział (…) w historii Kościoła w Polsce i na świecie. Niespełna rok później zabrzmiały w Polsce słowa modlitwy: „Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II – papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: (…) Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”. Te słowa, wypowiedziane 2 czerwca 1979 (…) na ówczesnym Placu Zwycięstwa w Warszawie, stały się momentem zwrotnym w procesie polskich przemian (…). Dodały odwagi i nadziei, której Polacy wówczas tak bardzo potrzebowali. Dzisiaj – z perspektywy czasu – możemy traktować je jako słowa prorocze.
3. Święty Jan Paweł II głosił Ewangelię na całym świecie. Odwiedził 132 kraje i około 900 miejscowości. Jego nauczanie jest wciąż aktualne. Warto do niego sięgać, także poprzez internet i media społecznościowe, wykorzystując możliwości, które stwarzają nowe technologie. (…)
Polska i Polacy stanowili bardzo ważną część życia św. Jana Pawła II, który po latach wyznał: „Sprawy mojej Ojczyzny zawsze były i są mi bardzo bliskie. Wszystko, co przeżywa mój naród, wszystko to głęboko noszę w sercu. Dobro Ojczyzny uważam za moje dobro” (…) Święty Jan Paweł II wzywał Polaków do sprawiedliwości społecznej i wzajemnego szacunku. Mówił: „«Jeden drugiego brzemiona noście» – to zwięzłe zdanie Apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. (…).
4. Dla wielu osób świadectwo o prawdziwości Ewangelii, jakie dał całemu światu św. Jan Paweł II, wybrzmiało najbardziej przekonująco wtedy, gdy przyszło mu osobiście zmagać się z cierpieniem i chorobą, a na koniec życia stanąć wobec konieczności śmierci.
Podczas pogrzebu Jana Pawła II, 8 kwietnia 2005 roku, wiatr silnym podmuchem zamknął księgę Ewangeliarza znajdującą się na jego trumnie. Tak jakby zamknął księgę jego życia. Na zakończenie uroczystości wierni zebrani na Placu św. Piotra wołali „Santo Subito!” – „Natychmiast świętym!”. W ten sposób prosili, aby Kościół ogłosił to, czego sami byli pewni: ten Papież był człowiekiem prawdziwie świętym! (…)
5. (…) Już piętnaście lat dzieli nas od jego śmierci. Może to niewiele, ale to bardzo długo dla nastolatków i młodych ludzi, którzy go nie znali lub którzy mają tylko kilka mglistych wspomnień o nim z dzieciństwa. Z tego powodu w setną rocznicę jego urodzin słusznie było upamiętnić tego wielkiego świętego świadka wiary, którego Bóg dał swojemu Kościołowi i ludzkości” (…)
Od śmierci św. Jana Pawła II ludzie z całego świata modlą się nieprzerwanie u jego grobu w Bazylice św. Piotra. Za jego przyczyną proszą Boga o potrzebne łaski. Dołączmy i my do nich i módlmy się – przez jego wstawiennictwo – w intencjach, które głęboko nosimy w naszych sercach. Prośmy za naszą Ojczyznę, Europę i cały świat. Módlmy się o ustanie pandemii, za chorych, zmarłych i ich rodziny, za lekarzy, służbę medyczną i tych wszystkich, którzy narażają swoje życie dla naszego bezpieczeństwa. Niech setna rocznica urodzin Papieża Polaka będzie dla nas wezwaniem do braterstwa i jedności. Niech będzie źródłem nadziei i zaufania Miłosierdziu Bożemu.
Święty Janie Pawle II, módl się za nami. Amen.
List należy odczytać w niedzielę, 17 maja 2020 roku.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
W drodze…
Panie, nie wiemy dokąd idziesz, jakżeż możemy znać drogę?
Wydaje się, że odnajdywanie i osiąganie celu jest łatwiejsze niż kiedyś… Z każdym pytaniem biegniemy do internetu, żeby sobie coś tam wyguglować, znaleźć odpowiedź. Planując trasę wyznaczamy swoją lokalizację. Nasz telefon dowie się w ten sposób gdzie jesteśmy i bardzo szybko zaproponuje nam kilka możliwych dróg na wirtualnej mapie. Cóż jednak, jeśli zawiedzie nawigacja? Jeśli nie odnajdzie się w gąszczu nierozpoznanych dróg i nieprzetartych szlaków… Cóż wtedy, czy wystarczą znaki?
Współczesna codzienność ozdobiona Corona-wirusem sprawia, że czujemy się w tym co nowe i nie do końca rozpoznane, zagubieni i przerażeni. Coraz trudniej nam się odnaleźć w gąszczu przepisów, zaleceń, przyzwoleń i ograniczeń. Z obawą lub wcale nie otwieramy drzwi własnego domu dla innych. Z lękiem otwieramy je gdy przychodzi nam wyruszać do codziennych obowiązków. Świat jakby stanął, zatrzymał się w miejscu, nieświadomy tego, w którą stronę ma się potoczyć.
Ale jest w tym świecie droga, której mapę odnajdziemy we własnym sercu. Ta droga będzie nas pociągać, aby nią podążać. To droga wiodąca do doskonałości. Tego pragnienia człowiek nigdy nie będzie mógł się pozbyć. Nie wygasi tego pragnienia żaden wirus, żadne niesprzyjające okoliczności…
Jezus mówi o sobie w Ewangelii św. Jana: Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Kolejność określeń, których używa nie jest przypadkowa. Najpierw trzeba wyruszyć, znaleźć się w sytuacji drogi, która stwarza w nas gotowość do wyjścia poza nasze nawyki i przyzwyczajenia, drogi, która pozwala porzucić „starego człowieka”. Dopiero wtedy jesteśmy w stanie otworzyć się na słowo prawdy, która prowadzi do pełni życia.
Ks. Jan Twardowski zauważa, iż często słyszymy pretensje: Nie wierzę dlatego, że nie widzę. Ale gdyby tak nagle Jezus mi się ukazał, Matka Boża zastukałaby w okno, a Anioł stróż wyszedł z konspiracji i położył mi rękę na ramieniu, to byłoby inaczej. Wtedy bym naprawdę uwierzył…
Wielkością i urokiem wiary jest właśnie to, że człowiek nie widzi i nie rozumie. Nie bójmy się drogi, mimo że wiąże się czasem z ciemnością, domaga się podejmowania ryzyka.
Nasze życie to „droga”, to kolejne etapy, które przybliżają nas do ostatecznego zjednoczenia (komunii) z Bogiem. Jesteśmy „Kościołem w drodze” – „Kościołem pielgrzymującym”. Paradoksalnie odbywa swą pielgrzymkę wiary także ten, kto z domu nie wychodzi, komu choroba wyznaczyła „kwarantannę”, kogo choroba przykuła do łóżka, czy inwalidzkiego łóżka. Każdy kolejny dzień jest nowym etapem tej drogi, jaką jest ŻYCIE. Przeżywamy życie w bliskości z Jezusem i ze świadomością celu, ku któremu nas to życie prowadzi, ku ŻYCIU WIECZNEMU.
Świadectwa wiary nie da się „odgrywać”. Nawet nie można sobie postanowić: będę świadkiem wiary i stać się nim. Bo świadkiem wiary jest tylko ten, kto żyje wiarą, a żyć wiarą – znaczy dawać swoje życie. Z każdego dnia czynić dar ozdobiony wstążeczką miłości.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Dobry Pasterz
Niedziela „Dobrego Pasterza” ukazuje nam poprzez Liturgię Kościoła samego Chrystusa, który jest Dobrym Pasterzem owiec, do którego – jako owce – wszyscy należymy. Należymy do Jego Owczarni, czyli Kościoła.
Czwarta niedziela wielkanocna, niedziela Dobrego Pasterza, jest światowym dniem modlitw o powołania. Od niepamiętnych czasów, już w katakumbach i na antycznych mozaikach przedstawiano Chrystusa jako Dobrego Pasterza, który mocno trzyma owieczkę na ramionach. Jest to symbol jednej z najdroższych prawd wiary. Gdy jednak uważnie i sercem wsłuchujemy się w Ewangelię o Dobrym Pasterzu, uderza coś innego. Miłość Dobrego Pasterza to przede wszystkim stanięcie przed stadem owiec, aby je ochronić przed wilkami. To zastępstwo – przyzwolenie, aby wilki rzucające się na owce zatrzymały się na Pasterzu i rozszarpały Go. Dobry Pasterz daje życie za owce. Poprzez kontemplację poznajemy Jezusa jako Dobrego Pasterza, i „gdy ujrzymy Go takim, jakim jest”, stajemy się do Niego podobni. Chrystus – Dobry Pasterz oddał życie, aby żyć w nas i poprzez nas. On otrzymał nakaz, aby oddać swoje życie i nam daje nakaz, abyśmy potrafili oddać swoje życie za braci. Powołanie do bycia pasterzem nie jest zarezerwowane dla biskupów i kapłanów. Kapłanem według Serca Bożego staje się każdy z nas na tyle, na ile w posłuszeństwie Duchowi Świętemu składa ofiarę ze swego życia. Pasterska posługa nie sprowadza się jednak do oddania (poświęcenia) swojego życia. Oddanie życia jest środkiem do tego, aby ocalać innych i aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Sakramentalna posługa jednania ludzi z Bogiem jest życiową troską i znakiem, że do Dobrego Pasterza rzeczywiście należymy.
O powołaniu do ocalania innych przypomniała nam Maryja w Fatimie. Pokazała piekło i ze smutkiem powiedziała: „Módlcie się, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie dlatego, że nie ma nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił”.
Obraz pasterzowania odnosi się na naszym gruncie do wszystkiego, co w Kościele określamy mianem duszpasterstwa. Do wszelkich działań zmierzających do tego, aby wierni trwali w wspólnocie wiary, aby się nie rozproszyli, nie pogubili i bezpiecznie doszli do zbawienia. Stąd słowa zachęty do trwania na modlitwie, spełniania pobożnych praktyk i apostolstwa.
Czas Epidemii zachwiał skutecznością wypracowanych metod duszpasterskich, ale też otworzył nas (zarówno duszpasterzy, jak i wiernych) na nowe przestrzenie i płaszczyzny wzajemnej komunikacji. Odciął nas od tradycyjnych praktyk, nabożeństw, spotkań ale też pozwolił nam spotkać się i odnaleźć w większej wspólnocie powszechnego Kościoła. Niezwykle ważną rolę we współczesnym duszpasterzowaniu odgrywają media (radio, telewizja, internet). Odnajdujemy w tej przestrzeni możliwość pogłębienia wiary, wspólnej modlitwy, doświadczenia wspólnoty. Jakkolwiek by nie było, nie dzieje się to samoistnie.
Jak dotychczas w codzienności, tak i tu – w tej medialnej przestrzeni – trzeba, abyśmy nieustannie dokonywali wyboru wartościowych, budujących, uszlachetniających nas treści. Abyśmy jednocześnie odrzucali to wszystko, co nam szkodzi, co nas degraduje i ku złemu prowadzi. Przed nami całe spektrum kanałów, linków, stron i częstotliwości. Rzecz w tym, abyśmy zawsze w określonym czasie wybierali to, co wyboru jest godne, co wartościowe i zbawienne. Wiara zawsze była i jest propozycją, którą trzeba nam ochotnym sercem dobrowolnie przyjąć, nią się zachwycić i z ogromnym staraniem, cierpliwie i nieustannie tę wiarę w sobie pielęgnować.
Dobro naszej duszy zależy od tego, czy podążamy za prawdziwym pasterzem, czy też damy się zwieść tym, którzy w wilczej skórze wchodzą do owczarni, udając pasterzy.
Kościół mimo wszystko doświadcza rozproszenia. Maleńki wirus wzbudził w nas lęk większy nawet niż trwoga przed ryczącym lwem, czy wyjącym wilkiem . W duchu posłuszeństwa i karności przyjmujemy nakładane na nas rządowe ograniczenia ufając, że to posłuszeństwo pomoże nam uchronić się i ocaleć. Ale…
Owce pozbawione pasterza łatwo mogą zabłądzić, odłączyć się od stada i paść łupem drapieżników. Bezpieczeństwo i życie owiec zależy od tego, czy podążają za swoim pasterzem. Nie jest mi obojętne to, że we wspólnocie modlitwy nie możemy się razem zjednoczyć, że utrudnione i ograniczone są możliwości naszych spotkań. Przychodzą mi na myśl słowa św. Pawła, który w 1. rozdziale Listu do Filipian tak oto pisze: „Albowiem Bóg jest mi świadkiem, jak gorąco tęsknię za wami wszystkimi ożywiony miłością Chrystusa Jezusa. A modlę się o to, aby miłość wasza doskonaliła się coraz bardziej i bardziej”. (Flp 1,8-9a)
W modlitwie swojej polecam Was wszystkich nieustannie opiece Chrystusa – Dobrego Pasterza. Nasza żywa relacja i więź z Chrystusem, nasza umiejętność rozpoznania Jego głosu, jest w naszym życiu duchowym kluczowa. Nie mogą jej zastąpić żadne, choćby najlepsze środki czy metody duszpasterskie. Przeto „bracia moi [ i siostry ], za którymi tęsknię – (…) tak stójcie mocno w Panu, umiłowani!” (Flp 4,1)
Niech czuwa nad nami Najświętsza Panienka – Matka nasza i Królowa, której opiece i królowaniu także was nieustannie oddaję.
„Sub Tuum Regnum… – Pod Twoje Królowanie” – Pod Twoją obronę uciekamy się… Dobra Matko i Królowo z Jasnej Góry, Matko Dobrego Pasterza…
Pod twoją obronę uciekamy się Święta Boża Rodzicielko. Naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać, Panno chwalebna i błogosławiona. O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza – z Synem Swoim nas pojednaj, Synowi Swojemu nas polecaj, Twojemu najmilszemu Synowi nas oddawaj. Amen
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Nasze Emaus
Jeśli uda się nam uruchomić wyobraźnię, oczom naszym ukaże się obraz drogi na której przemieszczają się ku wybranemu celowi trzy postaci. Są to dwaj uczniowie i nierozpoznany Nauczyciel. Rozmowa tych dwojga tak ich pochłania, że zdają się nie dostrzegać niczego wokół… I cóż tak bardzo zaprząta ich myśli? Skupia uwagę, wiąże uczucia?… Są smutni i rozgoryczeni. Przeżywają śmierć swojego mistrza. Także to, że zaliczony został do przestępców i najzwyczajniej, jak inni skazańcy, skonał na krzyżu.
Ileż pięknych kazań usłyszeli jeszcze nie tak dawno? Iluż znaków i cudów byli świadkami. To wszystko rozpalało ich serca, rozbudzało nadzieje. Byli zafascynowani potęgą swego nauczyciela. Widzieli w nim Mesjasza… a tymczasem. Skonał na krzyżu i wszystko ucichło. Wszystko umarło, a kamień przed grobem stał się pieczęcią ich rozczarowania i bólu. Bez wątpienia był też i lęk. Obawa, by nie podzielić losu ukrzyżowanego nauczyciela. 60 stadiów drogi (ok 11 km) i wieś Emaus wydają się być dość odległym miejscem, by oddalić się od tego, co przeraża i budzi obawy.
I oto przyłącza się do nich – jeszcze nie rozpoznany przez nich – Zmartwychwstały Jezus. Włącza się w rozmowę, zadaje pytanie i słucha… . Pozwala wypowiedzieć się ich smutkowi. Wyrazić głębię ich rozgoryczenia i utraconych nadziei. „A myśmy się spodziewali, że właśnie On” miał wyzwolić Izraela z rzymskiej okupacji i uciemiężenia.
Czulibyśmy się wtedy podobnie. I rzeczywiście, gdy dopadają nas zwątpienia, nieraz tak się w istocie czujemy. Bo sama deklaracja wiary i wyrecytowane „Wierzę…” nie wystarczą. Nie zapewnią nam tego komfortu, że na pewno w swym życiu nie rozminiemy się z Bogiem. Może się zdarzyć, – a okoliczności w jakich żyjemy zdają się temu sprzyjać – że utracimy poczucie bliskości Boga i poczucie bezpieczeństwa. Może nawet parafrazując słowa Uczniów idących do Emaus chcielibyśmy ze smutkiem powiedzieć Bogu: „Czyżbyś nie wiedział, co się w tych dniach dzieje wokół?”
Smutek, pretensje, gorycz, rozczarowanie, ale także egoizm i egocentryzm. To wszystko skutecznie może przesłonić nam prawdę, zniekształcić poznanie i przesłonić naszym oczom obecność w naszym życiu Boga. Tak było z uczniami idącymi do Emaus, do których przyłączył się Jezus i zrównując krok szedł drogą ich zawiedzionych nadziei i uważnie słuchał. Aż w końcu zaczął ich przekonywać, że w każdym ludzkim krzyżu, w ich i w twoim – Siostro i Bracie – także, w tym krzyżu, chodzi o Niego. To Jego zabito i to On -Chrystus- jest w samym środku każdego ludzkiego bólu, niepokoju i cierpienia.
** – * – ** – * – ** – * – **
Siostro i Bracie zobacz. – Być może i do ciebie przyłączył się Jezus. Pozwala ci się wypowiedzieć. Nie przerywa potoku słów, kiedy mówić mu chcesz o swoich zmartwieniach, o lęku, obawach, może nawet o zachwianej wierze… I w końcu… zacznie tłumaczyć, że cierpienie i śmierć nie omijają nikogo, nawet Boga. Lecz ponad śmiercią króluje potęga miłości i nieśmiertelnego życia… Pstryk. „…i zniknął im z oczu, gdy rozpoznali go (w Eucharystii
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Święto Miłosierdzia – Jezu ufam Tobie
Obchodzone jest ono w pierwszą niedzielę po Wielkanocy zwaną Niedzielą Miłosierdzia Bożego. W roku 1985 pojawia się to święto -za sprawą kard. F. Macharskiego- w kalendarzu liturgicznym archidiecezji krakowskiej. Dziesięć lat później (w 1995r.) Ojciec Święty Jan Paweł II uczynił je świętem we wszystkich polskich diecezjach, a w roku 2000 (30.IV) ogłoszone zostało świętem dla Kościoła powszechnego na całym świecie. Dokonał tego Ojciec Święty Jan Paweł II ( 20 lat temu ) w dniu kanonizacji Siostry Faustyny.
Pragnienie ustanowienia tego święta objawił Siostrze Faustynie sam Pan Jezus. Powiedział do niej: Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia (Dz. 299). Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski (Dz. 699). (…) Święto Miłosierdzia Mojego wyszło z wnętrzności [Moich] dla pociechy całego świata (Dz. 1517) – powiedział też Pan Jezus do Siostry Faustyny.
Święto Miłosierdzia pośród wszelkich form kultu Miłosierdzia Bożego jest najważniejsze. Decyduje o tym wielkość Bożych obietnic i szczególne miejsce tegoż święta w liturgii Kościoła. Pan Jezus przekazywał też swą wolę co do powstania obrazu, który później [w 1934r.] – pod dyktando Siostry Faustyny – został namalowany przez Eugeniusza Kazimirowskiego. Obraz ten koniecznie powinien eksponować napis „Jezu ufam Tobie”
Wybór pierwszej niedzieli po Wielkanocy na dzień obchodów tego święta jest nieprzypadkowy. Okres Paschalny w liturgii Kościoła najwyraźniej bowiem ukazuje tajemnicę miłosierdzia Bożego. Została ona objawiona właśnie w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego w bezpośrednim sąsiedztwie liturgii męki i zmartwychwstania Chrystusa podkreśla źródło i motyw przeżywanych tajemnic wiary. Jest nim, oczywiście, miłosierdzie Boga. Inaczej mówiąc – nie byłoby dzieła odkupienia, gdyby nie było miłosierdzia Boga. Ten związek dostrzegła św. Siostra Faustyna, która w „Dzienniczku” napisała: Widzę, że złączone jest dzieło odkupienia z dziełem miłosierdzia, którego żąda Pan (Dz. 89).
Istnieją oczywiste racje, które przemawiają za ustanowieniem Święta Miłosierdzia. Podaje je Pan Jezus, mówiąc: Dusze giną mimo Mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku, to jest święto Miłosierdzia Mojego. Jeżeli nie uwielbią miłosierdzia Mojego, zginą na wieki (Dz. 965). Ostatnią deską ratunku jest ucieczka do Miłosierdzia Bożego. By jednak z niej skorzystać, trzeba wiedzieć, że ona jest, trzeba poznać Boga w tajemnicy Jego miłosierdzia i zwrócić się do Niego z ufnością, a temu poznaniu sprzyja ustanowienie osobnego święta, bo ono zwraca szczególną uwagę na ten przymiot Boga , jakim jest Miłosierdzie.
W dniu Święta obraz Miłosierdzia ma być uroczyście poświęcony i publicznie uczczony, a kapłani mają mówić kazania o miłosierdziu Bożym i budzić ufność w duszach. Wierni winni ten dzień przeżywać z czystym sercem, w duchu tego nabożeństwa, a więc w postawie ufności wobec Pana Boga i miłosierdzia względem bliźnich.
Święto Miłosierdzia jest nie tylko dniem wielkiej czci Boga w tajemnicy Jego miłosierdzia, ale także dniem ogromnej łaski, ponieważ Pan Jezus związał z nim wielkie obietnice.
Największa dotyczy łaski zupełnego odpuszczenia win i kar: Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar (Dz. 699). Ta łaska jest czymś znacznie większym niż odpust zupełny. Odpust bowiem polega tylko na darowaniu kar doczesnych należnych za popełnione grzechy, ale nie jest nigdy odpuszczeniem samychże win. Najszczególniejsza łaska jest zasadniczo również większa niż łaski sześciu sakramentów z wyjątkiem sakramentu chrztu: albowiem odpuszczenie wszystkich win i kar jest tylko sakramentalną łaską chrztu świętego. W przytoczonych zaś obietnicach Chrystus związał odpuszczenie win i kar z Komunią świętą przyjętą w święto Miłosierdzia, czyli pod tym względem podniósł ją do rzędu „drugiego chrztu”. Jest oczywiste, że Komunia święta przyjęta w święto Miłosierdzia musi być nie tylko godna, ale także spełniać podstawowe wymagania nabożeństwa do Miłosierdzia, by dawała całkowite darowanie win i kar. Trzeba tutaj wyjaśnić, że spowiedź nie musi być odprawiana w dniu święta Miłosierdzia, można to uczynić wcześniej; ważne jest, aby dusza była czysta, bez przywiązania do jakiegokolwiek grzechu. Nie można też pominąć troski o przeżywanie tego święta w duchu nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, czyli w duchu ufności wobec Boga i miłosierdzia względem bliźnich. Dopiero taka postawa pozwala oczekiwać spełnienia obietnic Chrystusowych związanych z tą formą kultu Miłosierdzia Bożego.
Pan Jezus powiedział, że w tym dniu otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat (Dz. 699). W tym dniu wszyscy ludzie, nawet ci, którzy wcześniej nie mieli nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego i dopiero się nawracają, mogą uczestniczyć we wszystkich łaskach, jakie Pan Jezus na to święto przygotował. Jego obietnice dotyczą nie tylko łask nadprzyrodzonych, ale i doczesnych dobrodziejstw, których zakres nie został ograniczony. Ludzie ufający mogą prosić o wszystko dla siebie i innych, byleby przedmiot modlitwy zgodny był z wolą Bożą, czyli dobry dla człowieka w perspektywie wieczności. Łaski potrzebne do zbawienia są zawsze zgodne z wolą Bożą, bo Bóg niczego tak nie pragnie, jak zbawienia dusz, za które Jezus oddał swoje życie. Tak więc w święto Miłosierdzia wszystkie łaski i dobrodziejstwa są dostępne dla wszystkich ludzi i wspólnot, byleby o nie prosili z ufnością.
oprac na podst: s. M. Elżbieta Siepak ZMBM
KORONKA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
Na początku
Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź
królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba
naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my
odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw
ode złego. Amen.
Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus. Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, i w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego, Pana naszego, który się począł z Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny, umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion. Zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał. Wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca wszechmogącego. Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny, świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny. Amen.
Na dużych paciorkach (1 x) – Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, / na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata.
Na małych paciorkach (10x) – Dla Jego bolesnej męki, / miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
Na zakończenie (3 razy) – Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem.
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum
Zmartwychwstał Pan – Alleluja
czytaj też: Słowo Rektora KUL – Świąteczne życzenia
Drodzy moi, Święta Zmartwychwstania Pańskiego przeżywamy w nowych – jakże innych niż co roku – okolicznościach. Przygotowując się do nich często łączyliśmy się duchowo uczestnicząc w transmisjach z mszy świętych, nabożeństw czy rekolekcji. Oknem telewizora i głośnikiem radioodbiorników wchodziliśmy w przestrzenie przeróżnych sanktuariów doświadczając tym samym realności Kościoła Powszechnego. Rodziła się też być może tęsknota za Kościołem Lokalnym, za liturgią we własnej, parafialnej świątyni, w gronie sąsiadów, znajomych i tych wszystkich, których w duchu wiary mamy prawo mienić braćmi i siostrami…
Chrystus Zmartwychwstał. On żyje. To jest fundamentalna prawda naszej wiary, jak również i to, że umarł na krzyżu dla naszego zbawienia. Wiara nasza karmi się wiarą innych, i to dlatego tak ważne jest dla nas wszystkich (i dla nas wzajemnie) świadectwo naszej wiary. W minionych tygodniach wiara nasza skonfrontowana została z uczuciami lęku o zdrowie i życie, uczuciem osamotnienia z powodu wymuszonej izolacji.
Święta Wielkanocne to święta zwycięstwa życia nad śmiercią. Trzeba odwagi i wiary aby o tym mówić i przypominać mając w pamięci pod powiekami świeży jeszcze obraz wielu urn, trumien i mogił tych, którzy są smutnym żniwem tej strasznej pandemii. Jednak ostatecznie tylko głęboka nasza wiara w Zmartwychwstałego, tylko nasza ufność, że „życie nasze zmienia się, ale się nie kończy” pozwala nam z pokorą przyjmować to, co jet trudnym do udźwignięcia krzyżem, oraz z nadzieją spoglądać w przyszłość – tę eschatologiczną.
Życzę Wam wszystkim Świątecznej radości, pogłębionej refleksji nad sensem i radością życia ze świadomością celu, ku któremu zmierzamy. Nawet jeśli okoliczności tych świąt powodują nasze fizyczne oddalenie od rodziny, od przyjaciół…, życzę mimo wszystko, aby były to święta wypełnione życzliwością, serdecznością i ciepłem w każdym słowie i geście adresowanym do tych, których pozdrawiać będziemy z oddali…
Ten trudny czas pozwolił nam w jakimś innym wymiarze odnaleźć się jako Wspólnota Kościoła, zdolna komunikować się ze sobą za pośrednictwem mediów, zdolna odnajdywać siebie by okazywać sobie wzajemnie zainteresowanie i troskę. Niech rodzinne przeżywanie Świąt Paschalnych umacnia więzi i uświadamia nam potrzebę bliskości i więzi w „Rodzinie Parafialnej”.
Trwajmy w jedności wiary w Chrystusa Zmartwychwstałego, Niech jednoczy nas modlitwa i Boża miłość w sercach naszych. – ks. Dariusz Leśniak – proboszcz
* – *___ * – *___ * – *___ * – *___ powrót do Archiwum